środa, 27 lutego 2013

Strzał w plecy! Jak Winnetoo stał się Winettoo..





Zdradzieckie blade twarze czaiły się za głazem mierząc z dwururek w plecy odziane w skórzaną koszulę. Winnetoo spiął piętami swojego wiernego rumaka i wjechał między skały. Padł strzał i twarz czerwonoskórego bohatera spiął grymas bólu. Z draśniętego ramienia kapała krew. Na twarzy Indianina nie drgnął nawet jeden mięsień... Niewzruszony, sięgnął po łuk i niczym orzeł szybujący po bezchmurnym niebie, zaczął wypatrywać swoich ofiar.

Blade twarze zmusiły Winnetto do zmiany nazwy i adresu bloga na nowy - winettoo.blogspot.com Okazało się, że pierwotna nazwa została zastrzeżona dla dziecięcych zjeżdżalni i huśtawek... Blogosferę dał nam Wielki Duch Manitou, ale szacunek dla praw własności ponad wszystko. Howgh!

wtorek, 26 lutego 2013

Mar de Lisboa, pochwała prostoty.

 

Mar de Lisboa

Vinho Tinto 2010

Quinta de Chocapahlia

Tinta Roriz, Touriga Nacional, Touriga Franca, Syrah, Castelao


 

Kupiłem u Mielżyńśkiego, cena 26 złotych, pyszne.


 

Wino na co dzień… wino do codziennego picia. To moje ulubione określenia funkcjonujące w literaturze winiarskiej. Dają takie swobodne przyzwolenie na codzienne siorbanie do posiłków, do wieczornego seansu filmowego, zachęcają do ustawicznego sprawdzania, czy aby przypadkiem nuta pralinek nie rozwinęła się w kierunku lukrecji, czy owoc nie oklapł, czy dobrze rozpoznaliśmy morwowe niuanse:) Wiem, wiem, chodzi o te butelki, które otworzymy w dzień powszedni, podkreślając prostotę wina i odróżniając je od bardziej wykwintnych butelek, zarezerwowanych na większe okazje. Niemniej staram się nie interpretować zwrotu „codzienny” nazbyt literalnie.  Mar de Lisboa jest zdecydowanie winem prostym i codziennym. Ale ma to coś specjalnego.  Pełna zgodność nosa i ust ujawniają soczyste nuty czereśni i wiśni, płynnie przechodzące w nuty rodzynek i wanilii. Nad całością unosi się aromat, który w moim domu rodzinnym wydobywał się z tajemniczego wnętrza szafy mojej babci. Były w tym jakieś perfumy, drewno, kurz… Wino ma niewiele ciała, ale w swojej kategorii wagowej jest zaskakujące i pyszne. Zachwycająca jest też oprawa graficzna zwiększająca doznania estetyczne płynące z obcowania z tą etykietą.

piątek, 22 lutego 2013

Pacha spocona agrestem, Tierra Buena, Rueda 2012

 

Tierra Buena

Rueda DO 2012

Verdejo, Viura, Sauvignon Blanc

 

Kupione w Vinola za 34 złote, doskonałość.




Kiedy enolodzy Marques de Riscal przybyli do Ruedy z zamiarem przywrócenia szczepu Verdejo światowemu winiarstwu, pełnił on rolę taniego dostarczyciela wkładu do win wzmacnianych. Zastosowanie nowoczesnych technik produkcji wraz z przesunięciem godziny zbioru owoców na późną noc w celu ich wychłodzenia, nadały winom z Ruedy nowy oszałamiający intensywnością owoców i ziół, wymiar. Tierra Buena jest kupażem szczepów Verdejo, Viura i Sauvignon Blanc. Wino atakuje zmysły zdecydowanymi, ostrymi jak brzytwa, aromatami. Verdejo jest dostawcą nut agrestu, zielonych jabłek, brzoskwiń. Viura wnosi zapach siana i łąki. Sauvignon z kolei dodaje intensywnych aromatów spoconej, damskiej pachy. W smaku bardzo rześkie, odświeżające, pełne rasowej kwasowości. Ostatnim akordem jest charakterystyczną dla Verdejo goryczką cytrusowych pestek. Czekam już na lato i wizualizuję sobie upalne popołudnia i oszronione kieliszki...

niedziela, 17 lutego 2013

Wszystkie tajemnice sowy... La Cuvee Mythique 2006


La Cuvee Mythique 2006

Des Vingerons de la Mediterranee

 

Kupiłem w firmie Bartex za 35 złotych - świetne!

 
 
Langwedocja zawsze miała swoją odrębność. Język, kulturę i religię. Aż swą odrębnością wkurzyła papieża Inocentego III, który nasłał na jej mieszkańców Arnauda Amaury, jednego z najskuteczniejszych inkwizytorów tamtych czasów. On to kazał rzezać wszystkich mieszkańców miast, rozróżnienie między katolikami i heretykami zostawiając Bogu. Szczęśliwie, współcześnie kraina ta płynie winem, nie zaś krwią innowierców. Langwedocja jawi się też trochę krainą drugiej kategorii, na tutejsze wybrzeża nie zawita żaden szanujący się Francuz, opalający swój zadarty i bufoniasty nos na Lazurowym Wybrzeżu. Przez wiele lat była to też kraina dostarczająca wyłącznie tanich win stołowych, stając się AOC dopiero w ostatnich latach. La Cuvee Mythique jest winem, które w zamyśle ma oddać ducha tej krainy. Jego symbolem jest sowa Minerwy, która nauczyła ludzi jak ujarzmić żywioły natury. Mamy tutaj do czynienia z kupażem Syrah, Mourvedre, Grenache z, pochodzącym ze stuletnich krzewów, Carignan. Ta oryginalna mieszanka zagrała w tym winie znakomicie. Wino jest mocne i mroczne. Złożone i spójne. Słodkie i cierpkie. Aksamitne i pieprzne. Łączy w sobie tyle różnych niuansów ile wpływów różnych kultur zobaczyć można w miastach Langwedocji. Owoc jest bardzo w stylu Cotes du Rhone. Głównie wiśnie i słodkie, czarne czereśnie. Syrah dodaje sporą szczyptę pieprzu i ziół z niedalekiej Prowansji. Finisz wypełniony jest nutami czekolady, ziemistymi niuansami i lukrecją. Pomimo upływu lat, piłem rocznik 2006, nadal jest to wino rącze i żywe, owoc krwisty i aromatyczny a kwasowość zdecydowana i przydająca mu osobowości. Jest to jedno z ciekawszych win recenzowanych przeze mnie na blogu.  Będę do niego wracał, marząc o łódce kołyszącej się na Canal du Midi, gdzieś między Tuluzą a Beziers, o cassoulet zagryzanym bagietką i zachodzącym słońcu oglądanym przez denko wychylanego właśnie kieliszka.

piątek, 15 lutego 2013

Co paczy sowa? Sowa paczy czarne Haribo. Duo Mythique.

 

Duo Mythique

Syrah Grenache 2007, Sud de France

Vin de Pays d'Oc  

 

Kupiłem w firmie Bartex za 20 złotych, bardzo warto. 




Będąc w podróży, spędziłem kilka dni w Zurychu, gdzie, po krótkim buszowaniu w piwniczce gospodarza domu, otworzyliśmy butelkę Le Cuvee Mythique. Ponieważ była to trzecia butelka otworzona tego wieczoru uznałem, że pisanie notki o tym winie będzie grubym nadużyciem. Pamiętam, że bardzo mi smakowało. I tyle pamiętam. Po powrocie do kraju postanowiłem odszukać to wino i okazało się, że jego importerem jest mój kolega, z którym kilka lat grałem w piłkę. Tego samego dnia odebrałem więc z jego biura trzy butelki Le Cuvee i trzy Duo. Dopiero w domu dostrzegłem, że butelki chyba nie cieszyły się wzięciem, bo szlachetniejsze i starzone w beczce Le Cuvee jest z 2006 roku, a Duo zabutelkowano w 2007 roku. Nic to. Otworzyłem sobie to prostsze i dałem mu chwilkę pooddychać. Kilka lat w butelce z pewnością trochę zabrało temu winu i najlepsze, sprężyste lata ma już za sobą. Niemniej, nadal jest to bardzo dobre wino. Nos i usta tożsame. Zaczyna się mocną czarną porzeczką, konfiturą malinową i czereśniami. Później całość wrażeń wypełnia się niesamowitą ilością lukrecji. To tak jakby zjeść czarne Haribo z owocowym nadzieniem. Bardzo duży plus za etykiety, jeszcze jeden za zamknięcie w butelce śródziemnomorskiego ducha. A sówka paczy i paczy…

czwartek, 14 lutego 2013

Winnetoo w podróży IV. Toskański klasyk, Villa Antinori 2008


 
 

Villa Antinori

Toscana IGP 2008



Kupione w COOP Livigno za 9 euro, drobne rozczarowanie.



Moje wielogodzinne modlitwy przed półką z winami w markecie COOP, w Livigno zostały okupione rodzinną scysją. Małżonka i pierworodny zgłaszali uzasadnione pretensje dotyczące czasu trwania i ilości operacji wkładania, wyjmowania i ponownego wkładania różnych flaszek do koszyka. Przy mocnym postanowieniu trzymania się budżetu i mojej poznańskiej naturze, wybór kilku butelek dających łączną, bezpieczną kardiologicznie, kwotę, był nader trudny. Z tych droższych celowałem we dwie – opisywaną butelkę Antinorich oraz Chianti Ruffino Ducale, które regularnie u Artiego Bucco zamawiał Tony Soprano.  Ostatecznie stanęło na VA a butelkę otworzyłem dopiero po powrocie i popiłem nią jakiś makaron. Miałem nadzieję na jakiś wstrząs, jakieś metafizyczne, toskańskie doznanie. Jak to zwykle w przypadku moich spotkań z droższymi winami bywa, wypadło blado. Owoc jest – czereśnie, wiśnie i śliwki. Przyprawy są – pieprz i jakieś zioła. Solidna kwasowość? Obecna. Ziemistość i pralinkowy finisz? Można uznać, że partycypują. Tylko za całością ciągnie się jakaś piwniczna kompozycja. Wino nie było ewidentnie korkowe, ale powabu nie miało. Szczęśliwie zapłaciłem połowę polskiej ceny.


niedziela, 10 lutego 2013

Co robi szkolna woźna nad morzem śródziemnym. Chateau Pennautier 2011

 

Chateau de Pennautier ,

Cabardes 2011, Appellation Cabardes Controlee,

Comte Nicolas Lorgeril

Kupiłem u Mielżyńskiego za 35 złotych – jedno z moich ulubionych.


 

Moje umiejętności rozpoznawania i identyfikacji aromatów wina są nadal ograniczone. Może nie jest to tak zwany pierwszy stopień umuzykalnienia – delikwent rozróżnia kiedy muzyka gra, kiedy zaś nie – ale bardzo często zdarza mi się czuć jakiś wyraźny aromat, którego nie umiem nazwać. Tak jak z twarzą mijanych osób, które znamy, ale za nic nie możemy sobie przypomnieć imienia i nazwiska. W rieslingach długo prześladowała mnie nuta, którą później udało mi się roboczo nazwać watą cukrową, czyli karmelizowanym cukrem. W przypadku win z Langwedocji, jest to mocny, gorzkawy i ciemny aromat. Nie umiem znaleźć dla niego innej nazwy niż zapach… świeżo pastowanej podłogi. Pamiętam zapach pastowanych korytarzy w naszej podstawówce. Bieganie po nich groziło solidną reprymendą od woźnej, która w skrajnych emocjach mogła wypłacić karę mokrą szmatą. Dla mnie to cudowny zapach pełen miłych wspomnień, ale czy można z uznaniem stwierdzić, że wino pachnie lizolem? To wino Lorgeril  jest dokładnie takie, jak lubię. Kupaż szczepów południowych z bordoskimi (Cabernet Franc 10%, Cabernet Sauvignon 20%, Merlot 20%, Malbec 10%, Syrah 20%, Grenache 20%) daje wino ciemne, mocno wysycone słońcem, pachnące tak, jak wygrzana kamienna ścieżka nad południowym morzem. Ścieżka wysypana białymi kamieniami, otoczona ziołami, krzakami i drzewkami pinii. To wszystko oczywiście unosi się nad mocnym i dojrzałym owocem – jagodami, jeżynami, porzeczką i maliną. Na tę piękną śródziemnomorską dróżkę wdziera się nagle nasza woźna i pastuje kamienie… Co to za nuta? Z którego ze szczepów pochodzi? Może ktoś pomoże rozwikłać tę aromazagadkę?

czwartek, 7 lutego 2013

Winnetoo w podróży III. Livigno, Julia Child i Burgundia.









Sandbichler Pinot Noir 2009 Reserva

Alto Adige, H. Lun, Włochy


Kupiłem w COOP Livigno za 6 Euro. Świetne wino.



Obejrzawszy film o Julii Child natychmiast kupiłem sobie jej książkę kucharską i z należną starannością przeanalizowałem przepis na wołowinę po burgundzku. Nie jest to potrawa skomplikowana, a fakt jej powiązania z winem wpływa zapewne na moje bezgraniczne uwielbienie dla jej smaku. Duży, kilogramowy  kawałek wołowiny kroimy w dość sporą kostkę. Bez udziału soli(!) obsmażamy go na rozgrzanym tłuszczu ze sporą łyżką masła. Tutaj najważniejsza uwaga decydująca o powodzeniu całej operacji. Na patelnię trafić mogą na raz maksymalnie cztery, pięć kawałków. Inaczej mięso puści sok i całość nam się nie zrumieni i nie zamknie. Gotowe kawałki przekładamy do brytfanny. Później na tłuszcz wrzucamy: pół kilo boczku wędzonego pokrojonego w słupki, całą cebulę pokrojoną w talarki, pół kilo pieczarek pokrojonych w połówki. Łączymy z mięsem, dodajemy kilka łyżek przecieru pomidorowego, trzy ćwierci butelki wina czerwonego, trochę pieprzu, świeże zioła (tymianek, rozmaryn), dwa ząbki czosnku. Całość wkładamy na dwie godziny do piekarnika rozgrzanego do 200 stopni. Najlepsza jest brytfanna „Lecrouset” W razie potrzeby podlewamy wodą. Podajemy z bułką lub pyzami i jakimś warzywem. Do tego obowiązkowo kieliszek burgunda. Z racji tego, że nadal przebywałem w podróży, padło na Pinot Noir Sandbichler z Sudtirolu od H. Luna. To bardzo ciekawe i idealnie komponujące się z potrawą wino. Kolor zbliżony do kompotu z truskawek. Zapach intrygujcy, owoce uzupełnione skórą i pieprzem. W smaku, jak na pinota, mocno zbudowane, intensywne, kolejno pojawiają się jagody, jeżyna i gorzka czekolada. Dość smukłe ale bardzo eleganckie i wyrafinowane. W tej cenie, mistrzostwo świata.

wtorek, 5 lutego 2013

Winnetoo w podróży, Część II, Livigno, Teroldego Rotaliano DOC.

 


 

 

Teroldego Rotaliano DOC 2010

Mezzacorona,

 

Kupiłem w markecie COOP, Livigno za 5 Euro. Bardzo dobre.

 
 
Jakie wino wiąże się nierozerwalnie z Trydentem i Górną Adygą? Teroldego. Z wszystkich teorii na temat pochodzenia nazwy tego szczepu, mnie najbardziej podoba się ta o Niemcach cmokających nad kieliszkiem „Złota Tyrolu”. W sklepach Livigno nie posiadali Granato od Foradori, więc ostatecznie zdecydowałem się na dość tanie Teroldego Rotaliano z wytwórni Mezzacorona. Żeby było jeszcze bardziej lokalnie, kupiłem do tego dziesięć plastrów bresaoli, czyli suszonej i długo dojrzewającej wołowiny. Młody pomocnik rzeźnika sprawnie pociął cieniusieńskie jak papier plasterki  i spakował je z pietyzmem godnym biżuterii. Z pewnym żalem odniosłem to do  Pań ekspedientek z mojego „rzeźnika”, które podając, całkiem zresztą dobre, jednakowoż upchnięte w spocony woreczek, szynki, potrafią wrogo błysnąć złotym zębem, zrugać klienta za brak drobnych i wyśmiać pomysł zapłaty drobnej kwoty kartą.

To była uczta dla podniebienia. Bresaola ujawnia pewne aromaty skarpet narciarskich, które mnie akurat konweniują, ma jednocześnie miękką i niemal maślaną fakturę. Wspaniale komponowała się z cytryną i oliwą z oliwek. Wino miało ładną barwę - ciemną i wiśniową. W zapachu wyczuwalne były ciemne i dojrzałe owoce. W ustach aksamitne, owocowe ale z zarysowanym kwasowym kręgosłupem. Podsumowując, proste, ale niebanalne wino codzienne, które, gdyby było importowane do Polski, kupowałbym częściej, choćby dla magii szczepu..

niedziela, 3 lutego 2013

Winnetoo w podróży, część I. Livigno, Rosso di Valtellina DOC.



 

 

Rosso di Valtellina 2009 DOC

Plozza Vini Tirano,

100% Nebbiolo.


Kupiłem w COOP w Livigno za 5 Euro. Polecam, ale w Polsce kupić się go nie da.




Pierwszą część narciarskiego wypadu spędziłem w Livigno, które oprócz świetnych tras narciarskich i słońca, gwarantuje również olbrzymi wybór włoskich win w bardzo dobrych cenach. Zgodnie ze starą traperską zasadą zacząłem degustować od tego co piją autochtoni. Padło na proste Nebbiolo, w DOC Valtellina zwane Chiavennasca. Patrząc na strome szczyty sięgające trzech tysięcy metrów trudno wyobrazić sobie, że można tu uprawiać cokolwiek. Tymczasem na skalistych tarasach górale z powodzeniem uprawiają Nebbiolo, choć wina tutaj produkowane są oczywiście zgoła inne od piemonckich kuzynów. Ta butelka nie była wyjątkiem. Kolor żywy, jasny i wiśniowy. Zapach delikatny, wyczuwalne wiśnie i jagody. W ustach czuć wyraźną kwasowość, owoc  na drugim planie. Zaskoczyła mnie dość niska koncentracja, balansująca na granicy wodnistości. W końcówce pojawiają się nuty skórzane i atramentowe, lekko słone i gorzkawe. Drugiego dnia owoc skutecznie powalczył o bardziej eksponowane miejsce i wino wydało mi się jednocześnie surowe i eleganckie. Tak samo dalekie od nowoświatowych perfumowanych bomb waniliowych jak mała wioska Trepalle, w której mieszkałem i cała ta dolina odcięta od świata zewnętrznego wielokilometrowym tunelem.