piątek, 31 maja 2013

Temperanillo... Rioja Cepa Lebrel Joven 2011.


Rioja Cepa Lebrel Joven 2011

Kupiłem w Lidlu za 12,99 - Moc i ogień we wsi.


Tempranillo jako wyraz kojarzy mi się ze słowem temperament. Nie chodzi tu li tylko o zbieżność brzmieniową. Jest coś w smaku tego szczepu co sprawia, że łatwo go rozpoznać. Oprócz smaku warstwy owocowej, w tle pojawiają się z reguły mocne tony słonawe. Rosół, skóra, tytoń. Ta bonusowa warstwa nadaje winom tego szczepu swoistego zadziora, chroni przed nadmierną soczkowatością i banałem.  Tempranillo zdecydowanie oddaje więc hiszpańskiego ducha, ogniste flamenco, skórzane siodła caballeros… Dobra, ale czy można to wszystko znaleźć w winie z dyskontu? Czy dotknięcie hiszpańskiego temperamentu można zamknąć w butelce kosztującej 12,99 złotych? Można! Cepa Lebrel Rioja Joven 2011 jest winem zaskakująco świetnym. Soczystym, pełnym owoców wiśni, jagód i czarnej porzeczki, ze słoną skórzaną i pikantną  końcówką. Alkoholu jest w nim w sam raz, wino ma całkiem solidną budowę i koncentrację. Dawno już żadna dyskontowa butelka nie dostarczyła mi aż tyle radości z picia. Polecam!

czwartek, 23 maja 2013

6xW - Winni Poznania, winne wtorki, wieczór węgierski.


Lengyel, Magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát


Jó napot kívánok,


Kolejne Winne Wtorki spędziliśmy na Węgrzech i była to obecność niemal fizyczna. Jeden z uczestników z dużą swadą pokazywał nam slajdy z wizyt w kolejnych słynnych winnicach kraju bratanków. Zdjęcia i opowieść koncentrowały się głównie na części praktycznej, jaką jest konsumpcja, co wzbudziło aplauz i aprobatę audytorium. Szczególnie cenne były rady dotyczące praktycznego planowania degustacji – należy spać w budynku znajdującym się w winnicy, lepiej pić na górce i skulać się do hoteliku, niż się wspinać, nad Balatonem zawsze należy mieć badejki, sławy węgierskiego winiarstwa jeżdżą dostawczakami z otwartymi drzwiami, względnie - węgierska szynka może się odbijać przez tydzień. Prelekcję przecinała dyskusja dotycząca degustowanych butelek.

 

Tokaj Satobbi Dry Furmint 2008

Dobogo Pinceszet - Mielżyński, około 50 złotych.


Pierwsze z dwóch degustowanych przez nas win wytrawnych. Aromaty i smaki typowe dla Tokaju, ale ta butelka najlepsze lata miała już za sobą. W nosie wino jest przytłumione, choć wyczuć można aromaty jabłka, gruszki, dymu palonych liści i nafty. W ustach przyzwoite, ale nieco płaskie, niewiele w nim owocu, brakuje mu sprężystości i owocowej rześkości. Lepiej czekać na nowsze roczniki.

 

Somloi Harslevelu 2009

Kolonics Pinceszet - przywiezione z Węgier przez prelegenta.


Wino z wąsatym Madziarem było już zdecydowanie lepsze. Ponownie pojawiły się aromaty jabłek, gruszki, liści, nafty i delikatnych perfum, z tym że ich intensywność było kilkukrotnie mocniejsza. W ustach wino wibrowało świeżością i zachwycało balansem między słodyczą i kwasowością.
 

 

 

Tokaji Harslevelu 2011,

Białe, jakościowe, półsłodkie. Importer: Bartex, cena około 20 złotych.


Niestety większość węgierskich win dostępnych w szerokiej dystrybucji to butelki pokroju tego wynalazku. Okropny, chemiczny ulepek o smaku soku winogronowego z kartonika, z domieszką alkoholu. Nikt nie zdecydował się na drugi łyk, wylaliśmy w całości.
 

 

 

Tokaji Szamorodni Edes 2008

Kereskedohaz, cena około 20 złotych.


Słodki tokaj produkowany przez państwowy kombinat o przerobie idącym w miliony butelek. Przyzwoite wino deserowe o zapachu i smaku scukrzonego miodu. W półtonach pojawiają się też suszone kandyzowane owoce. Można wypić bez żalu.
 

 

Satobbi

Tokaji Edes Szamorodni 2007, Mielżyński, cena około 50 złotych.


Druga już butelka od Dobogo pokazała nam już potencjał możliwości tkwiących w węgrzynach. Nos silnie miodowy ze wskazaniem na akację, uzupełniony nutami suszonych moreli. W ustach również dominuje miód, ale wino, mimo wysokiego stopnia zawartości cukru w cukrze, zachwyca lekkością. A tę z kolei generuje delikatna, acz wyczuwalna kwasowość.
 


 

Royal Tokaji

Ats Cuvee Late Harvest 2011, kupione w D.A.C, cena około 50 złotych


Wspaniała puenta wieczoru. Wino autorstwa Karolyi Atsa, będące kupażem Furminta, Harslevelu i Muscat de Lunel. W nosie aż bucha miodem, owocami tropikalnymi, świeżymi winogronami i gumą balonową (coś między Donaldem i Turbo). W ustach oleiste, intensywne, słooooodkie, choć odrobinę brakuje mu świeżości, choćby takiej jak w Satobbi.

Mam świadomość, że dotknęliśmy promila tego, co do zaoferowania ma kraj bratanków. Zabrakło win czerwonych, ale na nasze usprawiedliwienie mamy to, że powszechnie dostępne są niemal wyłącznie Egri Bikavery, nierzadko rozlewane w Polsce, które niechybnie podzieliłoby los Tokaju z Nowego Tomyśla.. I to chyba jedyna smutna konstatacja tego wesołego wieczoru – dostępność win węgierskich w poznańskich sklepach jest bardzo słaba. To co z kolei stoi na półkach jest podłej jakości. Miejmy nadzieję, że się to zmieni. To tyle z krainy wąsatych Madziarów.
 Egészségedre!

wtorek, 21 maja 2013

Winne Wtorki - Żółta Żaba Żarła Żur.




 

Cudgee Creek Shiraz

Wine of Australia 2012

Kupiłem za 25 złotych. Bez żalu i bez wspomnień.

 
Moje wyobrażenie Australli kształtowały dwie fikcyjne postacie. Jedną z nich był idol mojego dzieciństwa, Tomek Wilmowski, bohatersko ratujący Sally z głuszy buszu. Drugą Michael Dundee, którego przygody obejrzałem chyba ze dwadzieścia razy pamiętnego lata 88 roku. W puszczykowskim kinie „Wczasowicz” mieli wtedy dwie, wyświetlane zamiennie, kopie. Drugim filmem byli „Karatecy z kanionu żółtej rzeki”. Z Krokodyla najbardziej pamiętam scenę ataku bestii na piękną panią dziennikarz. Jednak to nie olbrzymi gad wbijający zęby w metalową manierkę rozpalał nasze młodzieńcze umysłu, ale, znajdujące się trochę na zachód od miażdżonej manierki, obfite kształty pięknej Sue… Jak widać sentyment do tego kontynentu mam olbrzymi, ale nijak nie przekładało się to dotąd na moje winiarskie wybory. Z okazji kolejnej edycji Winnych Wtorków miało się to zmienić…

Instytucja zwierzaka na etykietach winnych jest o tyle fascynująca, że nijak ma się do sprzedawanego produktu.  Puszysta kicia na butelce płynu do płukania? Kameleon na kartonie od telewizora? Pingwin na opakowaniu lodów? To wszystko zrozumiałe, ale żeby psy, koty, nosorożce, żyrafy, jaszczurki i kangury panoszyły się na etykietach wina?  Francuzi upychają mniej wyrobionym klientom kwaśne popłuczyny po winie ładując na etykiety te wszystkie chateau, grand viny czy superieury. Włosi chowają swoje tablice Mendelejewa za wszelakiej maści herbami, względnie willami Toskanii. Hiszpanie przyładują reservą, czarną etykietką i złotą siateczką za jedyne 14,99. Jak ma się bronić Nowy Świat? Nowy Świat, dzięki nowatorskiemu zacięciu Kangura o żółtym ogonie (do dziś Yellow Tail jest bodaj najczęściej kupowanym winem w USA), mówi do Kowalskiego tak: Nie znasz się na tym, co? Ostatnie Chateau wylałeś ze wstydem do zlewu, pamiętasz? Tyle tego tu stoi, a tu patrz! Słoń na piłce! Kolorowy i wesoły! Czy ktoś się może obrazić jak przyniesiesz go na grilla? W życiu! Czy wino zawsze musi być nadęte i trudne? Nigdy więcej! O ileż prościej poprosić w sklepie o wino z jaszczurką, czy zapamiętać, że to z czarnym kotkiem było świetne, niż gimnastykować się z tymi wszystkimi brunello di fellicita… Taka hipotetyczna argumentacja nie zmienia faktu, że wyniki badań dowodzące, że w USA, wina ze zwierzakami na etykietach sprzedają się dwukrotnie częściej niż winna bez sierściuchów, są dla mnie zaskakujące.

Do sklepu poszedłem z zacięciem kupienia prekursora tego całego zwierzyńca, czyli  wina [ Yellow Tail] ale na półkach go nie znalazłem. Trafiłem za to jego wierną kopię, wino z żabą, czyli Cudgee Creek. Swoją drogą ciekawe czy istnieją badania na temat tego jaki procent win australijskich ma w nazwie „creek”, „bay”, „river”, „lodge” lub „valley”. Żabę spotkać można w większość sklepów monopolowych w Polsce. Kupiłem Shiraza, schłodziłem go do przepisowych 18 stopni i nalałem do kieliszka. Wnioski są następujące. To jest całkiem przyzwoite wino. W nosi czuć porzeczki – przede wszystkim czarne, ale także czerwone, uzupełnione pestkową wiśnią. Początkowo przeszkadza wątpliwej proweniencji, politurowa wanilia, ale szczęśliwie ulatnia się przy drugim kieliszku. W ustach ładnie zbalansowane,  owocowe, odrobinę pieprzne, kwasowe z przyzwoicie wkomponowanym alkoholem. Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego raczej nie sięgnę po nie ponownie? Bo mamy tutaj do czynienia wyłącznie z  marketingiem. Pijąc w ciemno, miałbym olbrzymie trudności w umiejscowieniu go na winiarskiej mapie świata.  To wino pachnie i smakuje… czerwonym winem. Pijalnym, anonimowym, wypranym z emocji, fabrycznym i nudnym. Nawiązując więc do tematu Winnych Wtorków, co sprzedaje żaba? Otóż żaba sprzedaje winiarski fast food. Od biedy - wypić szybko, bez żalu, zapomnieć zaraz po konsumpcji.

Blurppp rozmawiał z jeleniem.
Jongleur zobaczył orła cień
Czerwone czy Białe gościł psa z Tokaju
Winne Przygody orzeźwiał argentyński ptak
Winniczek sięgnął po ptactwo Izraela

czwartek, 16 maja 2013

Les Jamelles Grenache - klasyka gatunku.


 

Les Jamelles Grenache

Pays d'Oc 2011

 

Kupiłem w salonie Wielkie Wina za niecałe trzydzieści złotych. Warto.

 
Jaka dobra wiadomość może rozjaśnić dzień? Na przykład taka, że sporej wielkości importer win otworzył swój salon sprzedaży blisko naszej pracy. W moim przypadku to salon Wielkie Wina, w którego ofercie znaleźć można tak znane pozycje jak El Coto, Zenato czy Marques de Riscal… To miła świadomość, że wstając od biurka, wyjeżdżając zatankować, na lunch, do klienta, można wpaść kupić niezłą butelkę i zdegustować małe co nieco. Dla mnie dodatkowym bonusem była informacja o 25% rabacie na całą ofertę, obowiązującym do końca maja. Tak. Ten weekend zaczął się bardzo dobrze.

Małżeństwo młodych winemakerów, okolice rozciągające się między Montpellier a Perpignan, kolekcja większości szczepów francuskiego winiarstwa, ładne, charakterystyczne etykiety. Oto właśnie seria Les Jamelles. Sobota i niedziela nie zapowiadały się upalnie, stąd zamiast Viogniera, Sauvignon czy Marsanne, zdecydowałem się na Grenache. Swoją drogą bardzo czekam już na temperatury narzucające zdecydowaną zmianę proporcji między bielą a czerwienią na rzecz tej pierwszej..

To wino uznać można za bardzo typowe dla szczepu. W nosie i w ustach soczyście owocowe, intensywne, zdominowane nutami bardzo dojrzałych malin i czerwonych śliwek.  Jest niemal pozbawione tanin, krągłe, łatwe i przystępne jak polsatowskie seriale komediowe.  Po rabacie kosztowało mnie prawie trzydzieści złociszy i za tyle warto je kupić. Odnośnie ceny katalogowej na poziomie 39 złotych jestem sceptyczny. 

czwartek, 9 maja 2013

Niechciany, niekochana.. Malkerida Bobal.


 
 

La Malkerida Bobal

Kupiłem w Vinola (SPOT). Warte każdej z 39 zapłaconych złotówek.

 
Przytargałem tę butelkę do domu pełen dobrych przeczuć. Był jeden z pierwszych kwietniowych, prawdziwie ciepłych dni. Nadejścia wiosny nie zwiastowały żadne tam jaskółki, a stada kuso odzianych dziewczyn, prężących swoje wdzięki w promieniach grzejącego słońca. Bardzo ładna pani zza lady sklepowej nieśmiało zasugerował La Malkeridę, a tajemnicza i intrygująca dziewczęca twarz uśmiechająca się do mnie z etykiety ostatecznie przeważyła szalę zakupu.
Bobal jest drugim najczęściej uprawianym szczepem Hiszpanii, ale bardzo rzadko spotkać go można solo. Grona o kształcie głowy byka (z łaciny – bovale) dają wina mocne, szorstkie, przeładowane taniną i alkoholem, najczęściej określane jako rustykalne, co trudno uznać w dzisiejszych czasach za komplement. Stąd nazwa. „La malkerida” oznacza tyle co „niekochana dziewczyna” – taki też jest Bobal - nieceniony, pomijany, niedarzony uczuciem, wtłoczony w hektolitry anonimowych tanich hiszpańskich win stołowych…
Bruno Marciano – jeden z najbardziej znanych sommelierów Hiszpanii urodził się w kolebce Bobala, regionie Utiel-Requelna. Po odniesieniu światowych sukcesów kupił kilka hektarów starych krzewów, zaprosił do współpracy Davida Sampedro Gila z Rioji i zaczął pracę nad Malkeridą. Wino z założenia miało być nowym rozdaniem kanciastego szczepu, miało skutecznie konkurować z winami Nowego Świata i zdobywać podniebienia konsumentów Europy, z naciskiem na Wielką Brytanię. Uprawy oparli o reguły minimalnego interwencjonizmu, częściowo decydując się na biodynamikę oraz fermentację w betonowych kadziach.
Co dostałem po nalaniu wina do kieliszka zanim jeszcze wygooglałem te wszystkie ciekawostki? La Malkerida jest winem intrygującym i powabnym, trochę jak twarz dziewczyny z etykiety. Jest antytezą rustykalności. W nosie ujmuje bogactwem owoców – malin, truskawek i wiśni. W ustach soczyste, słodkawe, z nutką przypraw i odrobiną czegoś, co jeden z recenzentów w internecie nazwał syropem na kaszel. Szedłbym w kierunku Tussipectu :) Wibruje życiem i daje autentyczną radość picia. Mocna rekomendacja!
 
 
 

wtorek, 7 maja 2013

Winne Wtorki – przy szabasowych świecach.

 

 

SHELL SEGAL IZRAEL

Cabernet Sauvignion, Argaman, Petit Syrah.

Kupiłem w Almie za trzydzieści dwa złote, koszerne i mierne..

 
Mój pierwszy raz z winami z Izraela miał miejsce w Le Passion du Vin. Do popicia wołowego steku zaproponowano mi Gamla Cabernet Sauvignon i było to wino znakomite, świetnie radzące sobie z wołowiną, masłem i ziołami. Shell Segal kosztował mnie w Almie trzydzieści dwa złote, czyli mniej więcej połowę ceny Gamli. Jeżeli udałoby się tej butelce osiągnąć połowę klasy poprzednika, byłbym kontent. Tymczasem Shell jest winem kompletnie innym, degustując w ciemno, nigdy nie domyśliłbym się, że mam do czynienia z Cabernetem. Wiele tłumaczy niski poziom alkoholu – ledwie 12%. W nosie dominują wytrawne owoce leśne, wiśnia i świeżo otwarta gaza (sic!). Ten medyczny aromat z czasem zanika, ustępując miejsca wiśniom. W ustach nikłe, delikatne, pozbawione ciała i tanin. Początkowo wyczuwamy owoce, następnie trochę miałkiej kwasowości i wino znika całkowicie, nie pozostawiając po sobie żadnych wspomnień na języku.
Trudno mi jednoznacznie ocenić to wino. Samo w sobie bardziej przypomina słabawego Pinota niż Caberneta, owocom brakuje intensywności, całości – siły wyrazu. Nie można mu jednak odmówić lekkości, delikatności czy wręcz orzeźwiającego charakteru. Z wiadomych względów nie łączyłbym go z wieprzowiną:) ale z delikatnie grillowaną jagnięciną powinno się uporać. Może się podobać, ale kompletnie nie moja bajka.

Inne koszerne butelki opisują:
Czerwone czy białe?
Blurppp
Środkowa Półka
Zakorkowani
Jongleur
Pisane Winem
Winne Przygody