środa, 25 grudnia 2013

Villany dla dżentelmenów i dam. Sauska Cuvee 13 od Mielżyńskiego.

Sauska Cuvee 13

Villany 2011

Kupione u Mielżyńskiego, cena 47,70 złotych. Mimo ceny - warto.


"Wina z Vilanny charakteryzują się przede wszystkim elegancją. To wino dżentelmenów i dam. Według mnie należałoby podawać je na balach. Świetne też jest na uroczystość zaręczyn. Miłe w piciu, wyróżnia się humorem, któremu wprawdzie do pogodnej mądrości wina z Csopak, ale przecież każde wino jest na swój sposób indywidualnością. Wszystkie pozytywne cechy wina z górzystych, południowych okolic Villany człowiek doceni dopiero wówczas, kiedy wykąpany, ogolony, w smokingu lub fraku zasiądzie ze szklaneczką na eleganckim przyjęciu, z partnerką w wieczorowej sukni. Delikatne w smaku, dodają jednocześnie wigoru w tańcu"

Tyle o czerwonych winach z Villany napisał w „Filozofii Wina” Bela Hamvas. A ja swoją butelkę Sauski piłem w dresowych spodniach, upaprany mięsem pasztetu, przesiąknięty zapachem zakwasu buraczanego, strudzony wałkowaniem ciasta na pierogi… jak zwykły prostak. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że cytowany ustęp przeczytałem dwa dni po wypiciu wina.

Do kraju bratanków mam niesamowity sentyment. Dzięki węgierskiej dziewczynie, świetnie poznałem Budapeszt i codzienne życie Węgrów. W węgierskiej stolicy zaprzedałem swą duszę i ze dwie pensje marcepanowi  z Szamos. Pierwsze węgierskie wino dostałem od dwóch przyjaciół z lat studenckich, Zsoltana i Arpada, którzy mieszkali u mnie podczas mistrzostw świata w piłce nożnej Francja 1998. Winem był oczywiście Bikaver i chłopaki kazały mi je pić z colą. W przerwach między piciem, oglądaniem meczy, graniem w piłkę i łowieniem ryb, Węgrzy doprowadzali mojego tatę do nerwicy, opróżniając naszą lodówkę w dwudniowych mikrocyklach. Tata spędził ten miesiąc w Makro, a punktem kulminacyjnym węgierskiego obżarstwa był pojedynek na kiełbaski z grilla, zakończony wynikiem 12:10 dla Zsoltana.

Być może za sprawą tego sentymentu, od dłuższego czasu chciałem kupić sobie butelkę czerwonego węgrzyna, a tych niestety w sklepach jest niewiele. Z odsieczą przyszedł Mielżyński, wprowadzając do swojej oferty wina Sauska. Cuvee 13, Villany 2011 jest zbudowane na bazie Cabernet Franc, uzupełnionym Merlotem, Cabernetem Sauvignon i Syrah ( nie bez powodu o Villany mówi się małe Bordeaux). Wino jest reprezentatywne zarówno dla czerwonych win z Villany jak i dla Cabernet Franca. Aromatyczne, kusi nutami wiśni, owoców leśnych i przypraw. W ustach zaskoczyło mnie bardzo lekką, zwiewną wręcz budową. Owoce są lekko wycofane, ale bardzo eleganckie, wykończone nutką pieprzu. Wysoka kwasowość i zdecydowane taniny nadają winu bardzo ożywczego, świeżego charakteru. Korzystają z francuskiej skali odniesień, winu zdecydowanie bliżej do Gamay niż do Bordeaux. Smakowało mi bardzo, jedyne co mógłbym mu zarzucić, to cena, która, mimo wszystko, jest odrobinę zbyt wysoka. Ale to już kazus wszystkich dobrych czerwonych węgrzynów, które dzięki drobnemu szowinizmowi Węgrów gotowych płacić bardzo dużo za wyroby krajowego winiarstwa, są delikatnie przeszacowane.

PS. Przyznam się do jeszcze jednego węgierskiego dziwactwa – namiętnie czytam etykiety kosmetyków po węgiersku. Kocham ten język i to jak kompletnie w żadnym dźwięku, wyrazie i konstrukcji nie przypomina żadnych innych znanych mi narzeczy… jeżeli istnieje na ziemi jakikolwiek dowód, ślad obecności obcej cywilizacji – stawiam na język Madziarów. Boldog karácsonyt mindenkinek!


wtorek, 3 grudnia 2013

Mikołajkowe Winne Wtorki.


Domaine de MiselleIGP Cotes de Goscogne 2012

Dostałem od Mikołaja - wychodzi na to, że byłem grzeczny!


Mikołaj AD 2013 był co najmniej dziwny. Po pierwsze przyszedł w listopadzie, po drugie przyjechał furgonetką i był ubrany w strój kuriera OPEK-u, po trzecie zamiast białej brody, miał niechlujny zarost i roztaczał wokół siebie niezbyt miłą woń tytoniu i przetrawionego alkoholu. Dodatkowo, zamiast sprawdzić czystość obuwia (w Poznańskiem mikołajkowe prezenty znajdujemy w wypastowanych butach) zażądał pieczątki i wcisnął mi w ręce kartonik. Kartonik może i niepozorny, ale z zawartością, która naprawdę mnie zachwyciła.

Gaskonia znana jest z  douceur de vivre („słodkiego życia”). Czas płynie tutaj wolniej, dni są słoneczne, przyroda bujna i zielona a nad średniowiecznymi bastides majaczą szczyty pobliskich Pirenejów. Podobno wszyscy znerwicowani Paryżanie, Belgowie i Holendrzy marzą o emeryturze w domku na przedmieściach Auch lub Pau. Na stole króluje kaczka, fois gras i armagnac. Stąd w świat wyruszali d’Artagnan, Cyrano de Bergerac oraz Henryk III, król Navarry, późniejszy król Francji - Henryk IV. Jakiś czas temu do życia powołana została apelacja Cotes du Gascoigne, które oferuje dość nieskomplikowane białe wina, głownie na bazie szczepów Colombard i Gros Manseng oraz mocarne wina czerwone na bazie Tannata.

Domaine de Miselle Côtes de Gascogne -  Colombard, Gros Manseng 2012 jest winem będącym kwintesencją “słodkiego życia”. Już jego zapach obezwładnia intensywnością aromatów dojrzałych cytrusów, uzupełnionych akcentami miodowymi i nutkami słomianymi. Natomiast w ustach mamy już pełną rozpustę, sodomę i gomorę. To wino z wszystkim trafia w punkt – idealny balans między owocowością (Grejpfrut! Mandarynki! Limonka!) kwasowością, krągłością i pestkową, delikatnie goryczkową końcówką. Pochwała radości i naturalności! Oda do uciech życia codziennego! Zabutelkowane szczęście i błogość.

Dziękuję Ci Mikołaju! 

Co dostali inni blogerzy?

GAB dostał Jaspi Negre
Mariusz dostał czarny kamień
Blurpp dostał Mein Kumpf 
Nasze Wina dostały wino śpiewające