wtorek, 7 października 2014

Winne Wtorki #85. Wyższe kręgi wtajemniczenia, Tierra y Hombre Pinot Noir.


Tierra y Hombre Pinot Noir 2013Casablabca Valley, Wine of Chile

Kupiłem w Marks and Spencer, w promocji, za 20 złotych. Nie mój level.


Od dłuższego czasu mam wrażenie, że współcześnie najgorsze co może przydarzyć się człowiekowi, to zarażenie się jakąś pasją i wkręcenie w nowe hobby. Tacy filateliści lat temu dwadzieścia, siedzieli w zakurzonych piwnicach i w świetle biurowych lampek układali w klaserach serie z Gagarinem czy grzybami Podlasia, a w celu spotkania innego fana znaczków, musieli udać się na specjalną giełdę lub dać ogłoszenie w gazecie. A dziś?

W dobie mediów społecznościowych przede wszystkim MUSISZ mieć jakieś hobby. Jeżeli nie biegasz, nie uprawiasz yogi, nie grasz w weekendowym teatrze, nie kolekcjonujesz zegarków – jesteś skazany na społeczny i towarzyski niebyt. Po drugie, każde hobby wiąże się z poważnymi obciążeniami rodzinnego budżetu. Bieganie w butach Lidla? Wiocha i groźba lordozy, kup sobie Asicsy. Zbierasz noże i scyzoryki? Niech nie przyjdzie ci do głowy obnosić się z czerwonym szwajcarem, to dla plebsu, lans zaczyna się od Laguiloe. Po trzecie, szybko stajesz się niewolnikiem własnego hobby, które zamiast być źródłem radości, staje się kolejnym obowiązkiem. Nie wstawiłeś mapki Endomondo od tygodnia? Nie wrzuciłeś żadnego spoconego zdjęcia z medalem i numerem startowym? To ty biegasz w ogóle? Po czwarte, każda pasja i hobby ma też oczywiście swoiste kręgi wtajemniczenia. Ci wyrobieni, z doświadczeniem, z politowaniem patrzą na nuworyszy i neofitów. Frutarianie pobłażliwie parskają śmiechem na pytania początkującego wegetarianina o sposób na podbicie żelaza. Forumowicze zegarkowi pękają ze śmiechu, jeżeli na forum przypałęta się jakiś miłośnik Casio G-Shock. Biegający w butach Cascadia mrugają do siebie porozumiewawczo na podbiegach.

Jeżeli więc pijesz Pinot Noir, zdecydowanie jesteś winomaniakiem z wyższego kręgu wtajemniczenia. Pinoty są drogie, nie są dostępne w dyskontach, są efemeryczne, zwiewne i trudne w odbiorze, widać więc, że w swojej winiarskiej drodze przeszedłeś już młodzieńczą fascynację nowoświatowym Merlotem, wypiłeś swoją dawkę Rioji, a nawet uznałeś wielkość Bordeaux. Możesz teraz z pobłażliwą sympatią przyglądać się wszystkim podniecającym się ofertą dyskontów, wysłuchiwać ojcowskich peanów na cześć Montebueny, z dużą dozą wyrozumiałości patrzeć na teścia dowodzącego, że Francuzi to jadące na opinii, zadufane w sobie brudasy, Włosi to kanciarze i oszuści, a najlepsze wino to Cabernet z Kalifornii. Problem pojawi się jednak, jeżeli tak jak ja, nie do końca te Pinoty rozumiesz. Pamiętam jak pognałem do wiadomej winiarni na kieliszek genialnego, nowozelandzkiego Pinota z czarną etykietką. Wypiłem, pozachwycałem się z innymi i poszedłem do domu, całą drogę zachodząc w głowę w czym tkwiła wielkość tego wina.

Propozycja Mariusza, aby w kolejne Winne Wtorki zająć się Pinotami z Nowego Świata trafiła więc w moim przypadku na bardzo podatny grunt. Takie Pinotowe rozczarowanie przydarzyło mi się bowiem nie raz.  Mój wybór padł na Tierra y Hombre z M&S, wino dość pozytywnie recenzowane w sieci, zrobione przez młodych winiarzy z winiarni Indomita, położonej w chłodnej dolinie Casablanca. W kieliszku wino prezentuje się jak na Pinota przystało, wodniście, na granicy ciemnego różu. Pachnie intensywnie, ale pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy to truskawkowy syropek przeciwgorączkowy dla dzieci. Nuta beczki, w której dojrzewała część Tierra y Hombre, odciska się na winie mocno apteczną nutą bandaża. W ustach lekkie podobieństwo do różowej Cavy, kompotowe truskawki, dalekie echa drożdży, pestka wiśni, nutka pieprzu i zdecydowany, lekko szczypiący w język alkohol. Pije się to dość przyjemnie, ale nie mam niestety przeczucia, żebyśmy z Pinotem zadzierzgnęli jakąś nić porozumienia. 

Nie pił Romanee Conti, to nic dziwnego, że nie rozumie, obruszyli się w tym miejscu, nie bezzasadnie, Winiarze Najwyższych Kręgów Wtajemniczenia. O ile dotrwali do końca tej przydługiej notki.

Kuba podziela wątpliwości
Mariusz dopiero zapowiada
Robert i Marta są na tak z plusem
Blurppp miał randkę z anorektyczką

środa, 1 października 2014

Cicho, cicho! Solaris 2013, Winnica Turnau.



Solaris 2013

Winnica Turnau

Podarowane nam przez producenta. Świetna, polska butelka!


Wszyscy pracownicy naszej firmy znają moją "słabość" do twórczości Grzegorza Turnaua. Gdy tylko w radio rozlega się jedna z jego piosenek, wszyscy rzucają się do pogłaśniania i wołają z zadowoleniem – Kierownik! Leci „Cicho, cicho” Niestety, nic nie poradzę na to, że piosenka aktorska oraz poezja śpiewana wywołują u mnie ogólny świąd, rogowacenie naskórka, refluks i zespół nerwowych nóg. Zwłaszcza, jeżeli rymy w piosence nawiązują do najwspanialszych częstochowskich klasyków, głosząc, że cichosza Miłosza, zima Tuwima, koc noc i ściany dywany. Jest jednak taki wycinek twórczości Pana Grzegorza, który wzbudził wczoraj mój zachwyt. Niewielu z Was pewnie wie, że bierze on udział w rodzinnym projekcie Winnicy Turnau.

Winnica mieści się niedaleko Szczecina  i składa się z 17 hektarów obsadzonych szczepami Solaris, Johanniter oraz Rondo i Regent. Win, które mają trafić do sprzedaży dopiero w przyszłym roku, spróbowałem podczas naszych comiesięcznych spotkań winiarskich. Gospodarzem wczorajszej edycji był Kuba Sęczkowski z Zakorkowanych i to on zorganizował dla nas degustowane butelki. Otrzymał je od zaangażowanego w projekt enologa, Tomasza Kasickiego, podczas Targów Smaki Regionów. 

O Solarisie 2013 nie wypadało mi napisać inaczej niż rymem częstochowskim (można mruczeć na melodię „Na Brackiej pada deszcz”)

W czaszy mego kielicha
Moc się fruktów rozpycha
To Solaris z Baniewic Turnaów
Nos ma nowozelandzki
Czysty i elegancki
I daleki od polskiego banału

Tropikalnym owocom,
Gruszka kłania się z mocą
A brzoskwinia wygodnie się mości
Trawa, agrest i zioła
Łąka strojna, wesoła
Co zapachem tak mami swych gości

Ten Solaris naprawdę świetny jest
Wciąż zachwyca swym nosem, chociaż targnie twym trzosem
I choć w ustach pustka szybko zjawi się
Pije się wyśmienicie, radośniejsze jest życie
W Solarisie słońce kryje się.


Po raz kolejny całkowicie zaskoczyło mnie polskie wino. Pachnie kapitalnie, choć jak zauważyłem w refrenie, z przyczyn oczywistych, brakuję mu odrobinę ciała i długości. Warto przyglądać się rozwojowi tej winnicy, widać, że pracują tam ludzie z wizją, pasją i znający się na robocie. Jakościowo butelka niczym nie ustępuje niezłej klasy butelkom z Moraw i naprawdę warto przekonać się o tym samemu!