poniedziałek, 26 stycznia 2015

Mój pierwszy raz z Lambrusco.


Największym, niewyjaśnionym, fenomenem polskiej telewizji są dla mnie wszelakiej maści kabaretony. Widać polski telewidz, niczym inżynier Mamoń, w sobotnie popołudnie chce oglądać te programy, które już widział, w niczym więc nie przeszkadza mu puszczany po raz setny skecz o Chińczyku,  Bożydarze, czy harataniu w gałę. W zalewie rubasznych żarciasów jest jednak jeden gość, którego wielbię i jest nim Kryspin Krisperson. W odcinku o Walentynkach udziela on kilku celnych porad dla brzydkich i głupich. Żeby znaleźć drugą połowę, brzydcy muszą się dużo ruszać. Wtedy obraz jest zamazany, Głupi zaś muszą nauczyć się słów wytrychów. Zapytani o trudną sytuację w Teheranie,  powinni odpowiadać  - „To skomplikowane” , lub „Wiesz…. i tak i nie” Brzydcy i głupi odpowiadają tak samo, ale… muszą się przy tym dużo ruszać.

W przypadku Lambrusco(więcej informacji o tym winie tutaj) czuję się zarówno brzydki jak i głupi. Zamiast mówić Wam, że opisywane poniżej butelki są „najlepsze jakie piłem”, „ciekawie wytrawne”, „intrygują kwaśną poziomką i grzybowym wykończeniem” przyznam się, że koncepcja bąbelkowego wina czerwonego była dla mnie dotychczas tak obca, że są to pierwsze Lambrusco jakie piłem w życiu. Ale fejm jakim cieszy się to wino wśród polskich krytyków winiarskich sprowokował mnie do eksperymentów.  

Metodologia była następująca. Wybrałem się do kilku miejsc, w których średnio wyrobiony poznański miłośnik wina ma szansę kupić Lambrusco. W Piotrze i Pawle nie znalazłem nic, w Lidlu udało mi się kupić Villa Bonaga za 11 złotych, podobną cenę miało Mirabello  z Biedronki, najwięcej zaś wydałem w Almie, kupując Cavicchioli Castelvetro choć wino i tak przeceniono z 21 złotych na 18.


Villa Bonaga
Lambrusco di Modena D.O.C. Amabile


Całe wino pod znakiem soczystej wiśni, zarówno w kolorze jak i w nosie owoce te grają pierwsze skrzypce. Po chwili pojawia się jednak kolejna, charakterystyczna dla Lambrusco, nuta piwniczna, w tym konkretnym przypadku mająca wyraźny zapach pieczarek, takich sowicie oblepionych ziemią. Intrygujące i całkiem przyjemne, zwłaszcza, że jak na wino półsłodkie, kwasowość jest bardzo wyraźna. Bardzo smaczne i najlepsze z całej stawki.


Mirabello
Lambrusco dell’ Emilia IGT  Amabile

Owoc bardziej schowany – głównie wiśnie i porzeczki, nad całością unosi się nuta pleśni (tak jakby wąchać Camamberta) oraz pszenicznego piwa, względnie -myszy. Wystarczająco kwasowe i lekkie żeby sączyć je z przyjemnością.


Cavicchioli Castelvetro
D.O.C Amabile,


Najciemniejsze i najładniej pachnące Lambrusco testu. Oprócz wiśni, wyraźnie wyczuć można aronie i maliny. Nuty ziemanki nie stwierdzono. W smaku jednak zdecydowanie najsłodsze, pozbawione kwasowego nerwu i przez to męczące. Nie udało mi się wypić całej butelki.

Jeżeli spytacie, jak wypadło moje pierwsze randez vous z Lambrusco, odpowiem: „ Hmmmm, to skomplikowane.”  Albo: „Wiecie…. I tak i nie.”  W Poznaniu nadal nie można kupić Lambrusco wytrawnego. Wszystkie dostępne butelki to albo Dolce, albo Amabile. Wszystkie mają alkohol na poziomie 8%, co, wraz ze słodkim charakterem,  predestynuje je do sączenia w letnie popołudnie, nie zaś do popijania karkówki. Wszystkie butelki są jednowymiarowe, proste i ubogie, ale faktycznie – bardzo smaczne. Paradoksalnie też, najsłabsza była najdroższa butelka, czyli Grasparossa. Prawdopodobnie dlatego, że winiarz najbardziej przyłożył się do swojej roboty, użył lepszych owoców i zrobił prawdziwe Amabile. Tańsze butelki z Lidla i Biedronki to wina prostsze, które mają jednak zdecydowanie więcej kwasowości i przez to pije się je znacznie przyjemniej.

Pomimo niejednoznacznych wyników mojego testu, musicie wiedzieć, że picie Lambrusco jest teraz bardzo modne.  Pełna hipsterka. Jeżeli więc idziecie do znajomych i chcecie błysnąć – kupujcie Lambrusco. Widząc buraczkową piankę w kieliszku, wszyscy będą się dziwić, może nawet krzywić, ale wyjdziecie na światowców. Pamiętajcie jednak o odpowiednio parszywym przyodzieniu. Podobno w Warszawie hipsterów od bezdomnych rozróżnia się już teraz tylko po zapachu i ajfonie. 

wtorek, 20 stycznia 2015

MS-Sommelier vs. MS-Bloger. Tuerce Botas Tempranillo Blanco





Tuerce Botas Tempranillo Blanco 2013
Denominacion De Origen Calificada RIOJA 


Do kupienia w poznańskiej Vinoli za 44 złote. Poznajcie albinosa!


Jesús Galilea Esteban musiał pewnie zbierać szczękę z ziemi, kiedy pewnego pięknego dnia, roku pańskiego 1988, w winnicy położonej w sercu Riojy, w Murillo de Río Leza, winnicy obsadzonej Tempranillo, znalazł kiść białych winogron. Wyobrażam sobie, że chłopina oberwał owoce, pomodlił się do świętego Estebana, patrona wioski, splunął trzy razy przez lewe ramię, krzak przyciął i postanowił całe zajście wyprzeć ze świadomości. Kiedy jednak krzaczor wypuścił nowe pędy i ponownie zaowocował na biało, postanowił zgłosić albinosa władzom apelacji. Po okresie nasadzeń, zbiorów, winifikacji i wszelakich badań, rada zatwierdziła szczep do upraw. Pierwsze butelki trafiły na rynek w 2005 roku i od tego czasu, popularność tego szczepu w La Rioja systematycznie rośnie. Od niedzieli – nie dziwi mnie to wcale.

Swoje pierwsze białe Tempranillo wypiłem w ramach projektu MS Sommelier vs MS Bloger, a wino na tę edycję przygotowywał mój interlokutor. Degustowałem w ciemno i na kartce zapisałem sobie następujące uwagi: kolor blado-słomkowy, ze złocistymi refleksami. Nos intensywny – dojrzałe owoce, morele, jabłka, cytrusy. Pełna budowa, lekko oleiste ciało, wyraźna, bardzo odświeżająca kwasowość. Smak zbieżny z zapachem, w charakterze bonusu suszone morele i intrygująca, dodająca charakteru, goryczka. Strzelając, uznałem, że najbardziej przypomina mi to Viogniera z południa Francji i jak widać nie był to strzał całkowicie chybiony - pewna zbieżność między szczepami występuje. Co zaskakujące, Tempranillo Blanco ma zdecydowanie bardziej żwawą i cytrusową kwasowość niż wszystkie pite przeze mnie Viogniery.
Wino bardzo godne polecenia i to nie tylko jako ewenement i ciekawostka – jest najzwyczajniej w świecie smaczne. Jakże mogło być jednak inaczej, skoro odkrywcą mutanta był gość, który ma na imię Jezus Galilea? 

Opinia Macieja - tutaj

niedziela, 18 stycznia 2015

Piemonty z włoskiej oferty Biedronki.





Montiero Piemonte Dolcetto 2013

Riva Leone Barbera 2013

Kupione w Biedronce, każde około 15 złotych. Tylko dla Forresterów.


Kilka dni przed lidlowym podbojem kraju bratanków, Biedronka, bez pressdegu (tfu! to chyba najbardziej paskudne słowo okołowiniarskiego języka) wstawia na półki kolejne butelki z Włoch. Ceny raczej nie przekraczają dwóch dych i na podstawie analizy oferty w kilku sklepach, mamy głównie południe (Salento, Sycylia, Apulia), jedną butelkę z Toskanii, dwie z Veneto i dwie z Piemontu. Całej oferty raczej bym nie przerobił, skupiłem się więc na Piemoncie. Kupiłem zarówno Montiero Piemonte Dolcetto 2013 (14 złotych) jak i Riva Leone Barbera 2013(15 złotych), a poniżej wynik tego mikro-biedronko-piemonckiego panelu (tfu!)

Komukolwiek było dane szusować po stokach Sellarondy, z pewnością jadł porcini con polenta, spagethi alla ragu czy pizzę quattro formaggi. Takie jedzenie, na stoku, najczęściej zapijane jest kwartą wina domu. Nikt nie pyta jakie to wino, czy do dania bardziej pasuje białe czy czerwone, skąd pochodzi, czy było beczkowane i z jakiego pochodzi rocznika.  Z reguły jest dość wodniste, mocno kwasowe, ale zważywszy na okoliczności przyrody, smakuje jak najlepsze Barolo świata. Takie właśnie jest to Dolcetto. Pachnie nawet ładnie – wiśnią i kwiatami, smakuje jednak jak ta kwarta na stoku - w sumie… niczym. Do makaronów i pizzy się nada, picie solo w Polsce, bez śniegu jest jednak równie pasjonujące jak sześć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty trzeci odcinek „Mody na Sukces” (Aly, Ivy i Pam nie mogą uwierzyć w ekstrawagancki podarunek Ricka dla Mai. Ten zaś ukrywa prawdziwy motyw stojący za remontem pokoju Erica w rezydencji Forresterów. Caroline pociesza się w ramionach Liama, ale jedzie na spotkanie z Rickiem, który ma jednak niecne plany względem żony).

 Riva Leone jest winem o złotówkę droższym i zasadniczo, dokładnie o złotówkę lepszym. Trochę więcej owocu, pełniejsza budowa, kwasowość zdecydowana, ale sprawia wrażenie lekko odklejonej od reszty wina. Na dokładkę lekko chemiczna nutka i dostajemy odcinek sześć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąty czwarty (Wszyscy z wyjątkiem Ricka, znają prawdziwy powód jego chamskiego zachowania i dlaczego kontynuuje oburzający romans z Mają. Maja i Carloine kłócą się o to, która bardziej kocha Ricka i która ostatecznie go zdobędzie. Maja przysięga, że dowiedzie, że jest godna zostania członkiem rodziny Forresterów)


Jeżeli reszta włoskiej oferty jest taka jak Piemont, to nic, tylko usiąść i zapłakać. Dokąd zmierzasz Biedronko? Czy masz względem mnie równie niecne plany jak Rick względem Caroline? Ostatnio doprawdy trudno kupić u Ciebie jakiekolwiek przyzwoite wino i ja, niczym Caroline w ramionach Liama, będę szukał pocieszenia w ramionach wąsatego Węgra.

niedziela, 4 stycznia 2015

MS Sommelier vs. MS Bloger vs. MS Macon Villages.



Macon Villages 2013Marks&Spencer, 

W promocji można kupić za 18 złotych. Rewelacja.


Światy blogerów i sommelierów zaczynają się ostatnio coraz intensywniej przenikać. Po części dlatego, że coraz więcej sommelierów bawi się w blogowanie i coraz większej rzeszy blogerów wydaje się, że są sommelierami;)  Za namową Macieja Sokołowskiego, współautora Wino Na Widelcu, oraz autora MS-Sommelier, inaugurujemy projekt MS Sommelier vs MS Bloger, w którym dwóch Maciejów analizować będzie te same butelki – okiem zawodowca i okiem amatora –pasjonata.

Na pierwszy ogień poszła butelka… z MS, czyli Marks&Spencer. Grudniowym winem miesiąca było tam Chardonnay z apelacji Macon Villages, które zostało przecenione z 27 złotych na 20. Dodatkowo, zakup trzech dowolnych butelek generował dodatkowy, dziesięcioprocentowy rabat. Ostatecznie zapłaciłem więc 18 złotych. Trafił się nam do analizy nader ciekawy przypadek wina ze sklepów wielkopowierzchniowych (taki eufemizm dotyczący dyskontów i marketów). Głównie dlatego, że większość butelek tego szczepu, w tym przedziale cenowym to pozbawione kwasowości, alkoholowe landryny z Nowego Świata.

To Macon Villages umacnia rosnącą we mnie frankofilię.  To wino jest bowiem po francusku eleganckie. Stonowane, lekko wycofane, dopiero po dłuższej chwili eksponuje wszystkie swoje walory. Aromaty są czyste, zbudowane na jabłkowo-cytrusowych nutach. Usta również oszczędne, cudownie kwasowe, uzupełnione grejpfrutową goryczką i maślanym muśnięciem. Nie mam pojęcia, kto tam w M&S ustala ceny i promocje, ale osiemnaście złotych za tego Burgunda to fantastyczna okazja.

Bardzo jestem ciekaw opinii drugiego Macieja - dostępna jest tutaj, cieszę się już na kolejne butelki, degustacje w ciemno, pułapki i zagadki, wymianę opinii, transfer wiedzy i bądź co bądź – braterstwo w pasji. A Wy pędźcie do M&S, może zostało tam jeszcze jakieś Macon Villages?

Czterdziesty piąty równoleżnik. Parallele 45, Paul Jaboulet Aine.

Parallele 45

Domaines Paul Jaboulet Aine


Kupiłem za 22 złote w urodzinowej promocji Centrum Wina, żałuję, że tylko jedno.


"Niebiosa będą się piec przy czterdziestu pięciu stopniach,
Ogień zbliża się do wielkiego nowego miasta,
Ogromny płomień wzbije się w górę,
Kiedy chcą otrzymać dowód od Normanów"

Gdybym był człowiekiem przesądnym, to wylałbym to całe Paralelle 45 w diabły. Nie jest to bowiem dobry równoleżnik. Wszyscy studiujący Nostradamusa, znają powyższy czterowiersz i święcie wierzą, że atak na WTC jest właśnie wypełnieniem jego przepowiedni. Pal licho, że szerokość ta biegnie blisko Nowego Jorku, dzieli też na pół Krym, kreśli linię między Belgradem i Vukovarem, przebiega przez Wyspy Kurylskie, co daje nam łącznie całkiem sporą liczbę konfliktów. No i leży na nim jeszcze Władywostok. Niby konfliktów i zamachów żadnych tam nie było, ale będąc pacholęciem,  zawsze myślałem z niekłamanym współczuciem o wszystkich urodzonych we Władywostoku - mieście na końcu świata. Gdyby nie trzy wspaniałe krainy, Piemont, Północny Rodan i Bordeaux , można by uznać czterdziesty piąty równoleżnik za pechowca. Na szczęście wielu popaprańców takich jak ja, dało by się  pokroić za każdą z nich z osobna. Geologia jednak była więc sprawiedliwa.

Wino, któremu poświęciłem tę notkę nazywa się literalnie czterdziesty piąty równoleżnik -  45 Parallele i zostało zrobione przez Domaines Paul Jaboulet Aine, dużego wytwórcę, produkującego swe wina wzdłuż całego Rodanu, od Cote Rotie, aż po Châteauneuf-du-Pape. Niedaleko od winnicy, w którym powstało wino, w miasteczku Pont de l’Isère  znajduje się pomnik, na którym wyryto napis -  “Ici commence le midi” – „Tu zaczyna się Południe.” I może właśnie w tym granicznym położeniu leży tajemnica doskonałości win tego regionu? W specyficznej mieszance południowego temperamentu i północnej porządności i pracowitości? W wyjątkowej mieszance południowego słońca, odpowiadającego za głębię i moc owoców i północnych chłodów dających kwasowość, elegancję i mineralność? Jest jeszcze jeden bohater tej układanki, który włada północnym Rodanem niczym Starkowie swym Winterfell  i jest nim Syrah. W Parallele jest go tylko 40%, resztę stanowi Grenache – typowy luzak z południa, ale to właśnie Syrah nadaje ton tej mieszance. Nie ma co ukrywać, że wino to jest zaledwie liźnięciem namiastki wspaniałości regionu, ale i tak jest świetne. Balans między wytrawną owocowością oraz nutami ziemistymi i akcentami przypraw jest po prostu trafiony w punkt, kwasowość i taniny również – prawdziwie kapitalna butelka.

Ach Syrah.. coś czuję, że 2015 upłynie mi pod znakiem tego właśnie szczepu.

PS. Etykieta zastępcza. Butelka padła ofiarą przedświątecznych porządków.