wtorek, 21 kwietnia 2015

Winne Wtorki # 89. Workhorse Chenin Blanc.




Workhorse Chenin Blanc 2013

Ken Forester Wines RPA Stellenbosch


Kupiłem w M&S za 36 złotych.. nuda.


Jaki jest koń, każdy widzi. Sam wymyśliłem to Chenin Blanc na dzisiejsze Winne Wtorki i sam się będę musiał z tą żaba/koniem zmierzyć. W pewnej monotonii, sygnalizowanej przez Kubę z Czerwone czy Białe, która u mnie objawia się sekwencją Sauvignon, Riesling, Sauvignon, Riesling, Rieslingnon, Sauvling, zachciało mi się sięgać po nieznane. I co? I jabzo! W mojej butelce, kupionej w Marks and Spencer, emocji i intrygi jest mniej więcej tyle, co w amatorskim pojedynku szachowym. I w nosie i w ustach dominują jabłka – te czerwone, te pieczone i  te zielone - kwaśne i niedojrzałe. W tle odrobina ziołowości  i lekko odklejona, wyraźnie maślana obwoluta. Cheninowi brakuje tożsamości.. to trochę takie bardziej ziołowe Chardonnay, albo bardziej jabłkowo-maślane Sauvignon Blanc, ale w żadnej konwencji nie wypada przekonywująco. Pachnie i smakuje jak bliżej niezidentyfikowane BIAŁE WINO. Etykieta w tym wypadku dobrze oddaje zawartość – muskuły, ciało, solidność,  toporność, ciężar i wiejski tętent pociągowej kobyły.

To wino nie jest złe. Ale zdaje się potwierdzać zasadę, że jeżeli jakiś szczep jest niszowy, niepopularny, zapomniany… to nie dzieje się tak bez powodu. Rieslinga raz!

Innym smakowało bardziej!

czwartek, 9 kwietnia 2015

Czekoladowa retrospektywa - Cotes du Rhone Alleno i Chapoutiera.


Cotes du Rhone 2013

Yanick Alleno, Michel Chapoutier

Wino kupiłem w Foodwine w Starym Browarze. Cena detaliczna 55 złotych. Skorzystałem ze zniżki blogerskiej w wysokości 25%. Kapitalne wino.


Obojętność z jaką mój starszy syn podchodzi do słodyczy wypełnia mnie sprzecznymi emocjami. Cieszę się, że żyje w czasach, w których wszystko jest dostępne i że stać mnie na to, żeby spełnić większość jego małych i większych marzeń. Żal mi jednak, że nigdy otrzymany banan czy czekolada nie wywołają w nim tak ekstatycznej radości jak kiedyś we mnie. Sama tylko czekolada wiąże się w moim przypadku z szeregiem bardzo intensywnych przeżyć.
  1.  Bardzo wczesne lata osiemdziesiąte. Mama chowa przed nami czekoladę (nadziewaną, w zielonym opakowaniu ze stokrotką)za książkami. Znajduję ją i błyskawicznie zjadam. Zwalam na starszego brata. Brat ma karę. Ja nie mam wyrzutów sumienia.
  2. Wczesne lata osiemdziesiąte. Tata wraca z podróży do Tajlandii. Przywozi dwadzieścia czekolad, każdą w innym papierku. Zapewnia mi to status bożka wśród dzieci z mojej ulicy. Na okazanie,wpuszczam je pojedynczo, każdorazowo z namaszczeniem rozkładając czekolady jedna obok drugiej. 
  3. Połowa lat osiemdziesiątych. Tata wraca z podróży do Berlina Zachodniego. Przywozi karton czekolady (pewnie z Aldiego) i chowa przed nami pod kanapą. Czekolady mają podreperować domowy budżet. Słysząc nasze rozmowy o tym, jak cudownie byłoby zjeść całą niemiecką czekoladę alpejską na raz, daje nam po tabliczce. Zjadam całą niemiecką czekoladę alpejską na raz. Wymiotuję przez całą noc i mam czekoladowstręt przez pół roku.
  4. Również połowa lat osiemdziesiątych. Kolega przynosi do szkoły Marsa i Snickersa. Codziennie przez miesiąc wyjmuje je na dużej przerwie. Wszyscy chłopacy z klasy rezygnują z gry w piłkę(!) i okrążają jego ławkę. Kolega waha się który batonik zjeść. Po czym chowa oba i mówi, że to jednak nie dzisiaj. Jego ojciec dowiaduje się o tej podłości i zabiera mu oba batoniki.

Wszystkie te czekoladowe wspominki pojawiają się w tym wpisie dzięki butelce Cotes du Rhone Yanicka Alleno i Michela Chapoutiera. To hiperekspresyjne wino ma w sobie bardzo dużo nut gorzkiej czekolady, które z kolei skłoniły mnie do własnoręcznego wyprodukowania pralinek, które idealnie by się z nim komponowały. Praliny uwieczniłem na zdjęciu. Ich skład może początkowo szokować, ale gwarantuję, że doznania smakowe są niesamowite. Nadzienie składa się bowiem … z sera Roquefort, wymieszanego z siekanymi orzechami, rodzynkami, odrobiną pieprzu i gałki muszkatołowej. Całość oczywiści oblana jest dobrej klasy gorzką czekoladą i solidnie schłodzona.  Połączenie kapitalne, zachęcam do odtworzenia. Zwłaszcza, że wino jest naprawdę warte zakupu. Kompozycja była starzone w cemencie, dominuje w niej Syrah, a Chapoutierowi udało się zamknąć w butelce całą feerię intensywnych smaków i aromatów – maliny, jagody, przyprawy, garigue, tytoń, skórę, lukrecję.

Dla porządku – chciałem dać spróbować moich pralinek synkowi – popukał się w czoło, uciekł i zamknął w pokoju. Chyba faktycznie nie odziedziczył po mnie miłości do czekolady…