niedziela, 1 marca 2015

Piejące koguty - Chianti Classico z Marks&Spencer.



Chianti Classico DOCG 2012

Kupiłem w M&S, kosztuje 34 złote. Książkowe!



Jak chodzi o koguty, w moją pamięć wryły się cztery. Każdy na innym etapie mojego życia. Pierwszym z nich był kogut z Teleranka. Niby wolałem 5, 10, 15, ale tamtych czasach się nie wybrzydzało, nawet jak dawali Niewidzialną Rękę czy inne Dyskoteki Pana Dżeka. Drugim był ten prawdziwy u sąsiadów, którego szczułem przez siatkę kijem na tyle skutecznie, że przez nią przeskoczył i przegonił przez całe podwórko.  Przez trzeciego niemal udusiłem się ze śmiechu i to publicznie. W czasach studenckich jeździłem na międzynarodowe spotkania i konwencje, gdzie za pieniądze niemieckich płatników, nader skutecznie integrowała się młodzież całej Europy. Jednym z obowiązkowych punktów programu,  były prezentacje kultury, kulinariów, tradycji każdego z krajów uczestników. Prezentacja Portugali przypadła akurat na dzień, w którym moderowałem zajęcia, siedząc z mikrofonem na podwyższeniu, na  widoku całego audytorium. Gładko przebrnęliśmy przez flagę, hymn, zdjęcia pomników przyrody oraz ciasteczka i dżemiki. Problem zaczął się dopiero przy legendach o piejącym kogucie z Barcelos – możecie sobie ją wygooglać. Piękna historia uczciwego biedaka ocalonego przez pieczonego koguta nie wydaje się groźna, dopóki opowiadająca, niedomagając w językach obcych, nie zdecyduje się opowiadać legendy o singing cock. Uczestnicy z Irlandii i Anglii płakali ze śmiechu, wychodząc całymi grupami na zewnątrz. Ja niestety utknąłem na podwyższeniu, krztusząc się,dławiąc i rozpaczliwie starając się wyłączyć mikrofon. 

Ostatnim kogutem, który zaprzątał moją uwagę jest Gallo Nero z Chianti Classico. Opisy win z serca Chianti zawsze działały mi na wyobraźnie, szukałem więc długo wina z pięknym wiśniowym owocem, nutami tytoniu i ziół na lekko wioskowym tle, zdecydowanymi taninami i kwasowością. Wszystkie butelki jakie trafiłem w rozsądnym przedziale cenowym, były jednak nader bladą kopią wszystkich opisów, ledwie wspomnieniem po wiśniach, popielniczką zamiast tytoniu i cebulą w zastępstwie ziół. Poddałem się i przez długi czas konsekwentnie omijałem wszystkie włoskie butelki kosztujące mniej, niż 50 złotych. 


Olśniło mnie dopiero podczas ostatniej wizyty w Marks and Spencers. W tym oto sklepie, każda butelka świetnie odzwierciedla wszystkie cechy charakterystyczne dla danego szczepu i danej apelacji. Rzadko kupimy tutaj wino wybitne, ale Rioja smakuje tak jak powinna smakować Rioja, Pinot  z Chile tak jak Pinot z Chile a proste Chardonnay z Burgundii jak Chardonnay z Burgundii. Te wina są więc niemal jak pomoce naukowe. Oczywiście w sekcji win Włoskich znajdziemy Chianti Classico, z przepisowymi herbami na etykiecie i kogutkiem na banderoli. Kupiłem, wypiłem i jestem w pełni usatysfakcjonowany. Wiśnie są czyste i bardzo wyraziste, uzupełnione słodkim suszonym owocem. Tytoń z odrobiną ziół są bardzo ładnie podbite czekoladą, całość jest też wyraziście kwasowa, a taniny solidnie ściągają paszczę.  Butelka jak z podręcznika i aż prosi się o jakiś makaron, talerz wędlin lub kawałek mięsa. Piej czarny kogucie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz