poniedziałek, 2 marca 2015

Michel Rolland - nowa Francja w Lidlu.



Michel Rolland

Grand Vin de Bordeaux 2009

Kupiłem w Lidlu za 29,99zł. Świetne wino!


Czasem nie ma ani czasu, ani miejsca na przynudzanie o kogutkach, Kryspinach i łażeniu z wózkiem wokół Mielżyńskiego (w sensie sklepu!). Czasem jest czas i miejsce tylko na notkę o winie. Nam maluczkim rzadko dane jest pić Ausony, Cheval Blanci i Figeaci, więc dyskusje o tym, czy Michel Rolland to wcielony szatan, który zarzyna na naszych oczach indywidualizm, tożsamość i wyjątkowość Bordeaux, pozostają dla nas arcyciekawymi, acz akademickimi dyskursami. Jeżeli jednak możemy sobie kupić flaszkę sygnowaną przez tegoż szatana, zwłaszcza wydając trzydzieści złotych, to cieszymy michę i lecimy do germańskiego dyskontu przy pierwszej możliwej okazji.

Jakie jest więc szatański pomiot? Znakomity. W nosie pojawia się sporo aromatów porzeczek - zadziwiających czystością, intensywnością i świeżością tego zapachu. W tle pojawiają się też nuty dymu, czekolady i mała szczypta wanilii. Usta pełne , soczyste, ale to Merlot (90%) przejmuje kierownicę – śliwki, śliwki i jeszcze raz śliwki. A do śliwek - sporo nut rosołowych, czekolady, wędzonki i lukrecji. Całość spięta jest zaś wyrazistą kwasowością i rasowym garbnikiem.  To wino jest jak dobrze zgrana kapela – wszystkie nuty brzmią głośno i czysto, nie ma tu fałszów i przesterów. A że grają same popowe hity? (Tfu! Standaryzacja!) Że zawsze te same? (Tfu! Uniformizacja!) Że przez nią kilku pryszczatych kolesi od poezji śpiewanej zawiesiło gitary na kołku? (Żegnaj terroir!) Jak nauczą się grać tak czysto, to pogadamy.  Świetne wino.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz