środa, 26 grudnia 2012


 

 

Sassoalloro Biondi Santi 2006

Maremma IGT,

Sangiovesse

 

Degustowane u znajomych, cena około 70 złotych, tyle bym za nie nie zapłacił, choć pyszne.

 
 
Takie sytuacje są zawsze miłe. Prawnicy i lekarze stosunkowo często dostają dowody wdzięczności i bardzo niewielu z  nich jest w stanie ocenić skalę tej wdzięczności. Pewien lekarz przyszedł do mnie wymienić stary i wyśmienity koniak na butelkę Johny Walkera, bo woli whisky z colą a koniaku nie pija. Notariusz podawał kolejne butelki wina z szafki pytając o opinię zarówno w zakresie wina Fresco za 11,99 jak i Chianti classico. Później bez większej namiętności otworzył butelkę Sassoalloro Jacopo Biondi Santi. Przyznam, że musiałem trochę doczytać, bo włoskie wina nie są moją domeną. Nimniej wyszło, że piliśmy wino z historią. Dziadek Jakuba, Ferrucio, uznawany jest za twórcę Brunello di Montalcino, ojciec był  despotą, skutkiem czego ten pierwszy porzucił tradycję i rodzinę tworząc swoją własną winnicę i wielkie toskańskie wina. To oczywiście najprostsza pozycja z jego etykiet, co nie zmienia radości z jaką degustowałem to przypadkowo otworzone wino. Jest dość proste, z wysoką kwasowością. Niewiele w nim owocu, ale czuć zapach wiśni, czereśni. Dużo w nim beczki. W ustach miękkie, długie i eleganckie. Czuć klasę, czuć zapowiedź wspaniałości toskańskich wine, które dla mnie nadal pozostają terra incognita. Jeszcze nie skończyłem edukacji w zakresie Francji, ale ten dzień nadejdzie, wgryzę się w te wszystkie Sangiovese i Negroamaro jak Reksio w szynkę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz