wtorek, 5 lutego 2013

Winnetoo w podróży, Część II, Livigno, Teroldego Rotaliano DOC.

 


 

 

Teroldego Rotaliano DOC 2010

Mezzacorona,

 

Kupiłem w markecie COOP, Livigno za 5 Euro. Bardzo dobre.

 
 
Jakie wino wiąże się nierozerwalnie z Trydentem i Górną Adygą? Teroldego. Z wszystkich teorii na temat pochodzenia nazwy tego szczepu, mnie najbardziej podoba się ta o Niemcach cmokających nad kieliszkiem „Złota Tyrolu”. W sklepach Livigno nie posiadali Granato od Foradori, więc ostatecznie zdecydowałem się na dość tanie Teroldego Rotaliano z wytwórni Mezzacorona. Żeby było jeszcze bardziej lokalnie, kupiłem do tego dziesięć plastrów bresaoli, czyli suszonej i długo dojrzewającej wołowiny. Młody pomocnik rzeźnika sprawnie pociął cieniusieńskie jak papier plasterki  i spakował je z pietyzmem godnym biżuterii. Z pewnym żalem odniosłem to do  Pań ekspedientek z mojego „rzeźnika”, które podając, całkiem zresztą dobre, jednakowoż upchnięte w spocony woreczek, szynki, potrafią wrogo błysnąć złotym zębem, zrugać klienta za brak drobnych i wyśmiać pomysł zapłaty drobnej kwoty kartą.

To była uczta dla podniebienia. Bresaola ujawnia pewne aromaty skarpet narciarskich, które mnie akurat konweniują, ma jednocześnie miękką i niemal maślaną fakturę. Wspaniale komponowała się z cytryną i oliwą z oliwek. Wino miało ładną barwę - ciemną i wiśniową. W zapachu wyczuwalne były ciemne i dojrzałe owoce. W ustach aksamitne, owocowe ale z zarysowanym kwasowym kręgosłupem. Podsumowując, proste, ale niebanalne wino codzienne, które, gdyby było importowane do Polski, kupowałbym częściej, choćby dla magii szczepu..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz