Marek Brzeziński
Kulisy Kulinarnej Akademii
Kupiłem w Empiku za 39,90 - bardzo polecam.
Chyba największym komplementem dla książki traktującej o kulinariach jest napisać, że jest smakowita. Jako niespełniony kucharz, gastro entuzjasta, miłośnik jedzenia i kultury z nim związanej, czytam te książkę z mieszaniną zachwytu i zazdrości, jednocześnie, co kilka kartek przełykając głośno ślinę.
Książek Jeremiego Clarksona nie czytam, ale mając w rękach jedną z nich, trafiłem na kapitalny fragment dotyczący Francuzów. Szło to mniej więcej tak: nie wiem kto po raz pierwszy rozłupał ostrygę, zajrzał do środka, dostrzegł mokrego i żywego gluta i stwierdził, że wsadzenie sobie tego do ust będzie wspaniałym pomysłem, ale musiał być to Francuz. Zdanie to kapitalnie oddaje podziw, odrobinę zawiści ale też pobłażanie z jakim mieszkańcy innych europejskich krajów (na czele z Anglikami) podchodzą do obsesji kulinarnej Francuzów. Jedzenie we Francji, kraju w którym żywy glut nazywany jest diwą podniebienia, traktowane jest śmiertelnie poważnie. Trendy w powadze wyznaczał wszakże Vatel, który na wieść, że na przyjęcie wydane dla Króla Słońce nie dotrą świeże ryby, sam, honorowo, nadział się na ostrze szpady.
Brzeziński znakomicie oddaje fascynację, pietyzm i szacunek z jakim naród znad Sekwany, Loary, Girondy i Rodanu traktuje sztukę kulinarną. Świetnie uchwycone są postacie pojawiające się w opowieści, w szczególności galeria wszystkich Szefów wykładających w Le Cordon Bleu, magów patelni, obowiązkowo Francuzów. Całość podlana jest sporą dawką historii, geografii i przyprawiona solą, podstawą każdej z potraw – opisem ulic, bistro, gwarnych portów, targów, knajpek.. O ile same przepisy podane są dość technicznie, o tyle opisy doznań, jakie towarzyszą ich konsumpcji są niezwykle poetyckie. Tym samym, kwiecistym językiem opisane są w tej książce wina. Chateau les Sept Chenes jest wyborne, nawet cierpki, suchy jak zielone papierówki rocznik 2009. Do kurczaka we krwi polecany jest czerwony burgund, np. Aloxe-Corton z winnicy pod Dijon, który jest bogaty w smaki, pełny, aromatyczny i mięsisty – ulubione wino Karola Wielkiego. Podane do koziego sera Sancerre owija się na podniebieniu jak tancerka z kabaretu oplatająca swoje półnagie ciało woalem przezroczystego szala. Do żabnicy zaleca się langwedockie pickpoul, cierpkie aż zęby brzęczą, niesłychane wino wyprane niemal ze wszystkiego co winem być powinno, poza aromatem – ten jest rzekomo ambrozją, pełną kwiatów, jak łąka. Polecam tę książkę z całego serca, podróż przez kuchnie regionalne Francji musi być wspaniałym przeżyciem, ale równie wspaniale jest mieć dar takiego o niej opowiadania, żeby przenieść czytelnika w tamten świat. Autorowi tej książki się to udało.
Fajna, tylko czytać się nie da jak ma się pusty żołądek.
OdpowiedzUsuńPisałem o niej u siebie
Nie czytałem Twojej recenzji i opisując książkę na blogu miałem poczucie, że szkoda byłoby gdyby nie pojawiła się w winnej blogosferze, bo warto po nią sięgnąć także dla opisów win. Pijąc wino, lubie wiedzieć kto je zrobił,jaki krajobraz widział zbierając owoce, co tym winem popijał na kolację etc. Ta książka to wszystko ma. Masz też rację, podczas czytania książki strasznie dużo jadłem i większość stron jest itłuszczona jak podręczniki Alcesta:)
OdpowiedzUsuń