Cotes du Rhone Villages 2011
Kupione w Lidlu za 14,99 złotych. Perełka.
W kupowaniu win w dyskontach jest coś z wizyt na pchlim
targu. Człowiek musi się przekopać, przez góry porcelanowych koników, pocztówek
z Siedlec, żelazek bez kabli, arcydzieł z jeleniem na rykowisku, żeby gdzieś na
dnie znaleźć jedną fajną książkę, piękną filiżankę czy starą grafikę. Ma się wtedy poczucie wygranej – odkryło się coś pięknego, zapłaciło grosze, oszukało system. Do półek dyskontowych podchodzę więc z zacięciem podróżnika -
zdobywcy i poczuciem misji – przeczesać hektolitry chłamu, oddzielić ziarna od
plew, wydobyć perłę na powierzchnię i podzielić się swym szczęściem ze światem
– znalazłem TAAKIE wino za 14,99! Tylko ostatnio, jakoś więcej jeleni niż
starych rycin, a znalezione perły jakoś wyblakłe, małe i z tych sztucznych…
Cotes du Rhone Villages z Lidla było taką perłą, ba,
kryształową czaszką Indiany Jonesa – świetne, soczyste, typowe dla apelacji i
kosztowało piętnaście złotych. Kiedy więc w ostatnią niedzielę niemal potknąłem
się o te butelki w jednym ze sklepów, wewnętrzny poszukiwacz – zdobywca
zarechotał z zadowolenia i zatarł łapki. Wróciłem do domu, odpaliłem wieczorem
i zanotowałem co następuje. W swojej kategorii cenowej – mistrz. Wino czyste, o
mocnym owocowym zapachu i prostych czereśniowych ustach. Nutka kwasowości i
goryczki zadają szyku i zażegnują widmo banału. Iluminacji doznanej, kiedy
piłem to wino po pierwszej podróży Pascala i Karola nie doznałem, ale
rekomendować zakup mogę z czystym sumieniem!
Etykieta ta sama, ale producent inny. Ja się nie odważyłem kupić pomny zasłyszanych opinii.
OdpowiedzUsuń