Foradori 2009
Kupione u Mielżyńskiego, cena 79,50 złotych. Szacunek.
Kiedy na stole lądowały kolejne butelki win Katalonii,
zabawa rozkręcała się w najlepsze. Było głośno, było wesoło i pełne, wysycone
słońcem trunki idealnie konweniowały z atmosferą. Wtedy ktoś postawił na stole Elżbietę.
Już minimalistyczna i prosta etykieta pozostawała w lekkiej kontrze do
nastrojów. Kiedy zaś wino rozlano do kieliszków, ogarnęło mnie poczucie
jakiegoś dysonansu. Takiego wina nie należy
spożywać będąc w stanie lekkiego upojenia, nie nadaje się ono do prostego
rozlania na kieliszki i spiesznego popchnięcia nim kawałka chleba, popicia
kolejnego opowiedzianego żartu. To wino zasłużyło sobie na chwilę ciszy i
kontemplacji. Nie chodzi mi tu o bezkrytyczne
oddawanie czci, ale szacunek. Szacunek dla osoby, jej podejścia do winorośli i
osiągnięć. Choć muszę mieć na uwadze, że moja percepcja była delikatnie
zaburzona, to wino nie przepełniło mnie zachwytem. Jest oszczędne, smukłe i
dość zamknięte. W nosie i w ustach owoc jest wytrawny i szybko ustępuje pola
dominującej kwasowości. Piękne są za to kolor, aksamitna faktura i
wielowątkowość - mnóstwo w nim niuansów, tylko że są nieoczywiste i pochowane. W efekcie, czuję się jak człowiek, który spotkał gdzieś
piękną dziewczynę, nie zdobył się na śmiałość, ale nie może wymazać jej twarzy z
pamięci. Chwilowo nie stać mnie na kolejną randkę – budżet winiarski na marzec
i tak się nie domyka, ale może zaproszę
ją na Wielkanoc?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz