wtorek, 19 marca 2013

Randka z Elżbietą. Za krótko, zbyt późno, pozostając w niespełnieniu.


 

Foradori 2009

 

Kupione u Mielżyńskiego, cena 79,50 złotych. Szacunek.

 
Kiedy na stole lądowały kolejne butelki win Katalonii, zabawa rozkręcała się w najlepsze. Było głośno, było wesoło i pełne, wysycone słońcem trunki idealnie konweniowały z atmosferą. Wtedy ktoś postawił na stole Elżbietę. Już minimalistyczna i prosta etykieta pozostawała w lekkiej kontrze do nastrojów. Kiedy zaś wino rozlano do kieliszków, ogarnęło mnie poczucie jakiegoś dysonansu. Takiego wina nie należy spożywać będąc w stanie lekkiego upojenia, nie nadaje się ono do prostego rozlania na kieliszki i spiesznego popchnięcia nim kawałka chleba, popicia kolejnego opowiedzianego żartu. To wino zasłużyło sobie na chwilę ciszy i kontemplacji.  Nie chodzi mi tu o bezkrytyczne oddawanie czci, ale szacunek. Szacunek dla osoby, jej podejścia do winorośli i osiągnięć. Choć muszę mieć na uwadze, że moja percepcja była delikatnie zaburzona, to wino nie przepełniło mnie zachwytem. Jest oszczędne, smukłe i dość zamknięte. W nosie i w ustach owoc jest wytrawny i szybko ustępuje pola dominującej kwasowości. Piękne są za to kolor, aksamitna faktura i wielowątkowość - mnóstwo w nim niuansów, tylko że są nieoczywiste i pochowane.  W efekcie,  czuję się jak człowiek, który spotkał gdzieś piękną dziewczynę, nie zdobył się na śmiałość, ale nie może wymazać jej twarzy z pamięci. Chwilowo nie stać mnie na kolejną randkę – budżet winiarski na marzec i tak się nie domyka, ale może zaproszę ją na Wielkanoc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz