niedziela, 21 lipca 2013

Buenos, Claudio i Torrontes.


URBAN UCO
Torrontes 2011, Salta Argentina.


Kupiłem w Mielżyńskim, za 35 złotych. Polecam.


Lata mojego dzieciństwa zbiegły się z okresem dominacji Argentyny w światowym futbolu. W efekcie, każdy uganiający się za piłką chłopak chciał być Maradonną. Ja nie brałem udziału w czasami krwawych kłótniach o to, kto będzie Diego. Zawsze wolałem Claudio Caniggię.

Sadzonki Torrontesa przywlekli do Argentyny jacyś misjonarze. Niestety, przynajmniej z punktu widzenia tubylców, winorośl była jednym z niewielu wspaniałych podarunków. Tak jak symbolem czerwonego winiarstwa kraju Evity, Maradonny i najwspanialszej wołowiny jest Malbec, tak na gruncie bieli korona należy się Torrontesowi.  Podobno jest spokrewniony z  Malvasią, niektórzy doszukują się podobieństw z Gewurtztamminerem, mnie najbardziej przypomina Viogniera, lub Ruedę. Ma niezwykle intensywny, perfumowy aromat, zbudowany na cytrusach, brzoskwini i brązowym cukrze. W ustach czyste, tłustawe i krągłe. Najpierw pojawiają się smaki owoców, później pojawia się kwasowość, wreszcie gorzkawe nuty zielone.  Urban jest raczej winem do jedzenia, z racji swej tłustości, lepiej sprawdzi się z grillowanym kurczakiem lub krewetkami, ale można je też użyć jako chłodziwa na te iście pampaskie upały. Solidna, rekomendacja. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz