Ekspansja dyskontów i
marketów jest zjawiskiem tyleż pasjonującym co przerażającym. Jestem gorącym
zwolennikiem wolnego rynku i konkurencji, ale wobec ogromu spustoszenia sianego
przez sieci w naszym codziennym krajobrazie jestem argumentacyjne bezradnym. Fascynuje
mnie skuteczność z jaką Biedronka i Lidl zawładnęły sercami konsumentów i tempo
w jakim przeszły z pozycji dostawcy parszywych i tanich ersatzów wyłożonych na
paletach, do sklepów oferujących fois gras, steki z tuńczyka czy sezonowaną
wołowinę. Doceniam to, że dzięki dyskontom statystyczny Kowalski z Czaplinka
może zamiast golonki i kabanosa, włożyć do koszyka rukolę, melona, prosciutto,
chorizo i perliczkę. Jaka jest druga strona medalu? Wszystkim przychodzą na
myśl padające małe sklepiki, choć przykłady znajdujących się po sąsiedzku, świetnie prosperujących rzeźników,
piekarni i warzywniaków, skutecznie utrzymujących klientów świeżością,
asortymentem i dobrą obsługą klienta, raczej skłaniają mnie do uwierzenia, że z
rynku wypadają raczej ci, którzy padliby i bez dyskontów. Dużo bardziej
przeraża mnie spustoszenie jakie te ostatnie sieją w przestrzeni publicznej. Mieszkam w
centrum miasta i z mojego domu mogę na piechotę dojść do sześciu Biedronek,
przy czym dwie z nich dzieli dystans około pięciuset metrów. Jedna z nich
otworzyła się w zabytkowej kamienicy, druga otworzyła swoje podwoje w
zamkniętej hali widowiskowej, pełniącej funkcję kina. Dzieła zniszczenia dopełnia banda Żabek (też pięć sklepów w
najbliższej okolicy) oraz Małpek (sztuk trzy).
Nie sądzę żeby był to koniec ekspansji całej tej fauny i mocno obawiam
się, że towarzyszące mi uczucie osaczenia będzie się pogłębiać.
O tym, jak ta ekspansja
wpłynęła na rynek wina napisano już bardzo wiele i nie wiedzę większego sensu
wracać do tego tematu. Pocieszające jest to, że na poznańskiej mapie
winiarskiej ciągle pojawiają się nowe sklepy specjalistyczne, co wskazywałoby
na to, że dobrą selekcją, pasją, skutecznym marketingiem, da się dla dyskontów
stworzyć właściwą przeciwwagę. Ten wpis
chciałem jednak poświęcić temu, jak w nowej sytuacji rynkowej odnajdują się
delikatesy Piotr i Paweł.
W Poznaniu, przez lata „Piotruchy” były jedynym słusznym sklepem dla całej
aspirującej klasy średniej, miejscem piątkowych pogaduszek nad koszykiem.
Kryzys ostatnich lat zmiótł z mapy Polki delikatesy Bomi, mocno ograniczył
ekspansję Almy i wydawało się, że i Piotry i Pawły również ledwie przędą, czego
przejawem były pustki w sklepach i na półkach. Tymczasem sieć przegrupowała
siły, postawiła na markę własną i otworzyła kilkanaście kolejnych sklepów,
dobijając do setki placówek. Zmianę widać też na
półkach i tak standardowo nieźle zaopatrzonego, działu z winami. Piotr i Paweł
w coraz większym stopniu importuje sam, pomijając pośredników i stawiam śmiałą
tezę, że jeżeli będzie selekcjonował butelki z takim rozmysłem i skutecznością
jak teraz, to stanie się mocnym graczem w wyścigu po zawartość portfeli winomaniaków.
Oto garść pitych przeze mnie perełek:
Le Dome du Grand Bois Cotes du Rhone
70% Grenache Noir, 20% Cinsault, 10% Carignan
Cena 21,49 złotych
Proste, codzienne CdR. Odrobinę
dżemowe maliny, słodka czereśnia, wyraźna kwasowość i końcówka wygrana na
czekoladowych, delikatnie ziemistych akcentach. Troszkę brakuje mu
koncentracji, ale i tak jest smaczne i świetnie się je pije.
Les Rastellains Cotes du Rhone
Grenache, Cinsault,Carignan
Cena 24,99 złotych
Odrobinę bardziej poważne
niż poprzednik. Pierwsze skrzypce gra tutaj Grenache i objawia się to
stylistyczną zbieżnością z niektórymi młodymi winami z Rioja. Oprócz wyraźnych czerwonych
owoców, ładna nuta żelków Haribo i spora dawka czekolady.
Carte Or Cothes du Rhone
70% Grenache noir, 30% Carignan.
Cena 28 złotych
W tej mieszance zwiększono
udział Carignan i to pochodzącego z pięćdziesięcioletnich krzewów. Wino zyskuje
dzięki temu mroczy rys lukrecji, skóry, asfaltu. Do tego moc owoców i
krystaliczna kwasowość. Świetne.
Cellier des Dauphins
Côtes du Rhône Réserve
Grenache/Syrah
Cena 29,99 złotych
To wino to taki koncept
produkt, ale jest znakomite mimo swego masowego charakteru. Super soczyste, buchające
porzeczkami, owocami leśnymi i maliną, z nutą czekolady i pieprzu. Nie cierpię
słowa pijalne, ale to wino wino właśnie takie jest – arcypijalne. Importerem
nie jest co prawda Piotr i Paweł, ale decyzja o wstawieniu tego wina na półkę –
trafiona.
Villa di MontiChianti DOCG
Sangiovese (90%), Canaiolo (7%) and Colorino (3%)
Cena 24 złote
Świetny przykład Sangiovese w toskańskiej interpretacji. W nosie czyste nuty wiśni i malin uzupełnione nutą pudrową, wyraźnym akcentem skórzanym i subtelnym rzucikiem pomarańczy, który mnie całkowicie rozmontował. W ustach soczyste, także dzięki wyraźnej kwasowości, długość jest zaś zbudowana na cynamonie i pikantnych przyprawach.
Chianti Rufina DOCG
Villa di Vetrice
Sangiovese (90%), Canaiolo (7%) and Colorino (3%)
Cena 32 złote
Butelka z najbardziej prestiżowego,
po Classico, najwyżej położonego, regionu Chianti - Chianti Rufina. Zakochałem się w tym winie. Po pierwsze jest takie… włoskie,
delikatne subtelne i z klasą. Po drugie jest świetnie zbudowane – najpierw owoce
– wiśnia i malina. Później nuty tytoniu, kakao i przypraw. Ożywcza kwasowość i
rozgrzewająca, długaśna końcówka. Warte każdej wydanej złotówki. Pamiętajcie tylko, żeby otworzyć i dać pooddychać - przez pierwszą godzinę wino nie chce pachnieć:)
Brawo Piotr i Paweł.
Decyzja o własnym imporcie skutkuje tym, że na półkach pojawiły się świetne i
bardzo rozsądnie wycenione wina. Bardzo wysoka ocena wszystkich butelek może być odrobinę podkoloryzowana moją słabością do Wzgórz Rodanu i Toskanii, ale w granicach rozsądku:) Marzy mi się żeby teraz sięgnięto po prostą Langwedocję,
Portugalię i Niemcy. Hiszpania, z linią Tapas Collection, czy winami Eduardo
Bermejo jest już na niezłym poziomie. Czy mamy do czynienia z kontrofensywą delikatesów? Mam szczerą nadzieję, że tak.
PS. O ciekawych butelkach w Almie, donosiła ostatnio Winicjatywa. Podobno tam też idzie nowe:)
PS. O ciekawych butelkach w Almie, donosiła ostatnio Winicjatywa. Podobno tam też idzie nowe:)
Nuta żelków Haribo totalnie mną owładnęła - muszę je mieć! Tym bardziej, że do Rodanu mam słabość ;) Natomiast Chianti mnie nie urzeka, wciąż próbuję się do tych win przekonać, z marnym skutkiem. Może kiedyś..? ;) Pozdrawiam! WL
OdpowiedzUsuń