"W gorącym
cieniu na miękkim kamieniu, stojąc siedziała młoda staruszka i nic nie mówiąc
odezwała się do wysokiego mężczyzny niskiego wzrostu, z dużą brodą, bez
zarostu: "Och jaki upalny mróz mamy tego lata".
Taki właśnie głupawy wierszyk bił rekordy popularności w czasach szkoły podstawowej. Przyszedł mi do głowy w momencie opisywania Rieslingów, które w ramach naszej nowej winiarsko-towarzyskiej inicjatywy wyselekcjonował dr Jurkiewicz z bloga Czerwone czy Białe:) Degustowaliśmy w ciemno, starając się przypisać kolejne butelki do pozycji z listy. Niektórym zgadywanie poszło świetnie, ja co chwilę zmieniałem swoje typy i ostatecznie trochę pokręciłem. Zadanie nie było jednak łatwe – wszystkie wina były świetne, na swoje usprawiedliwienia mam też to, że z nosem w kieliszku ciężko było mi się skoncentrować. Ale po kolei.
Po pierwszym
łyku jeden z degustujących powiedział, że on już w zasadzie może iść do chaty i
nic lepszego go już dziś nie spotka. I coś w tym było. Ta pierwsza butelka zniewalała
intensywnością aromatów – nafty, słodkich moreli, miodu, cytrusów a nawet
orzechów. Świeżość, kwasowość i słodycz –
wszystko w idealnych proporcjach. Dla wielu było to wino wieczoru
Dla mnie
największa niespodzianka. Młody Rielsling z Chile czarował
petrochemiczno-miodową symfonią z gracją najlepszych Alzatczyków i na kartce
zanotowałem sobie, że wino jest starsze od poprzednika. Piękny miodowy kolor,
niższa choć wyraźna kwasowość i odrobinę wyższy alkohol w niczym nie ujmowały
winu klasy. Zważywszy na cenę oscylującą wokół czterdziestu złotych w Marks and
Spencers – rewelacja.
W nosie
najpierw pojawiają się nuty kwiatowe, uzupełnione świeżymi jabłkami i wyraźnymi
cytrusami. Po chwili pojawia się intensywny zapach plasteliny i waty cukrowej.
W ustach bardziej krystaliczne i mineralne z wysoką, ściągającą kwasowością. Wszyscy
poprawnie wskazali Morawy jako źródło pochodzenia. Wino świetnie sprawdziłoby
się jako kompan do jedzenia. Duża klasa południowych sąsiadów!
Przedstawiciel
Alzacji zaznaczył swoją obecność dostojnym ułożeniem i nienaganną równowagą.
Mniej naftowy od poprzedników, zamiast zapachu stacji benzynowej roztaczał
piękny kwiatowy aromat. W ustach krągłe, z wyraźnymi akcentami pomarańczy,
miodu, olejku migdałowego i cytrusowych pestek. Wysoka kwasowość i długa
końcówka wieńczyła nader udane dzieło.
W
kieliszku zdawało się wątłe, ale szybko udowodniło, że w tym ciałku kryje się
nadprzyrodzona moc. Aromaty składały się
z nafty, miodu, moreli z puszki, jedna koleżanka doszukała się w nim nawet
czarnej porzeczki utartej z cukrem. Tekstura syropu z puszkowanych moreli
stopniowo uwalniała smaki miodu i kandyzowanych owoców. Całość tych deserowych
szaleństw spięta była jednak kwasowością tak żywą, że niejedno wino z 2012 roku
spłoniłoby się ze wstydu. Dla mnie najlepsze wino wieczoru – niemal jak dzieło magika
czy alchemika a nie efekt ciężkiej pracy winiarza.
To wino
nie jest wiele starsze od mojej żony, więc od razu wzbudzało respekt. W nosie
czuć było przede wszystkim rodzynki, daktyle i miód gryczany. Końcówka wina
zbudowana była na akcentach ziołowych, niemal jakby ktoś kapnął doń
Jagermeistra. Buteleczka tego nektaru
zastąpiłaby mi zimą wszystkie szarlotki, murzynki, pączki i pierniczki świata.
Parafrazując
absurdalny wierszyk, można by napisać (Boże, wybacz mi grafomaństwo najgorszego sortu):
W
oleistej lekkości, maślanej zwiewności,
przesłodkie cytryny z miodowej kwasowości.
Pachnącej
benzyny, kwiecie kamieniste,
niemieckiej
finezji, złote łzy srebrzyste.
Mozelskie
pomarańcza, plastelina w ulu,
W nektarze
twym to wszystko, Rieslingu - win królu
Wierszyk w podstawówkach raczej hitem nie będzie, ale na swój koślawy sposób oddaje antynomię Rieslinga. Najlepsze wina tego szczepu są jednocześnie słodkie i kwaśne, mineralne i miodowe, zwiewne i poważne, wibrująco świeże i dostojnie krzepkie, chemicznie naftowe i naturalne jak majowa łąka.. Prawdziwy rollercoaster wrażeń, smaków, aromatów który wprowadza mnie w stany hipnotyczno-ekstatyczne. Tym, którzy nie mieli do czynienia z Królem, zalecam wizytę w Marks and Spencers i kupno Eclipse - nader godny początek rieslingowej podróży.
PS. Butelki ze zbiorów gospodarzy, Danki i Kuby, większość przywieziona z wojaży po winnicach.
PS.2 Wpis byłby niepełny bez odnotowania samozwańczego rekordu świata w przyrządzaniu sałatki niemieckiej na czas:)
PS. Butelki ze zbiorów gospodarzy, Danki i Kuby, większość przywieziona z wojaży po winnicach.
PS.2 Wpis byłby niepełny bez odnotowania samozwańczego rekordu świata w przyrządzaniu sałatki niemieckiej na czas:)
oj, jak ja zazdroszczę takiego rieslingowania!! Eclipse powiadasz, chyba się złamię i złożę wizytę Panom Marx & Spencer ;))) Nie mam doświadczenia z rieslingiem chilijskim, a mnie zaintrygował... hmm... Pozdr! WL
OdpowiedzUsuńZłam się złam, warto:) Nigdy wcześniej nie piłem Rieslinga z Chile i byłem zaskoczony klasą tego wina. Pozdrawiam:)
Usuń